czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział V

Po trzech tygodniach w nowym domu naprawdę go polubiłam. I Konohę. Szkoła była fajna. Kilka razy miałam problemy z zadaniami domowymi, ale zawsze mogłam liczyć na pomoc taty albo cioci.
Tamaki została moją najlepszą przyjaciółką. Dalej odrabiałam za nią lekcje, tak jak za inne dziewczynki, ale nie przeszkadzało mi to.
W soboty chodziliśmy z tatą na zakupy. Ja opowiadałam mu o szkole, a on mi o pracy. Kupił mi bransoletkę, o którą go prosiłam. A później w szkole okazało się, że dziewczyny już jej nie noszą. Starałam się za nimi nadążać, ale nie dawałam rady. W końcu bransoletka skończyła jako naszyjnik Utako.
Każdą niedzielę spędzałam z ciocią Mikoto i Sasuke. Itachi był  w domu rzadko, a jego ojca nie widziałam nigdy.
Którejś niedzieli siedzieliśmy razem w salonie. Itachi ostrzył swoją broń, a ja próbowałam zatemperować czerwoną kredkę. Moje wiórki były drewniane, jego metalowe. Robiliśmy prawie to samo.
Wkurzyłam się. Rysik złamał mi się już chyba piąty raz! W końcu nie wytrzymałam. Wstałam i podreptałam do cioci. Była w kuchni i przygotowywała obiad.
- Ciociu, masz czerwoną kredkę? - spytałam.
- Spytaj Itachi'ego - odparła.
Wróciłam do salonu.
- Pożyczysz mi czerwoną kredkę?
Nie zdziwiłam się za bardzo, kiedy nawet nie oderwał wzroku znad swojego kunai. Zdążyłam zauważyć, że jest dziwny. Od trzech tygodni odprowadzał mnie do szkoły, ale rzadko kiedy się odzywał.
- Po co?
A kiedy już się odzywał, to mówił bardzo głupie albo bezsensowne rzeczy.
- Bo w mojej złamał się rysik.
- Dlaczego?
- Bo była kiepska.
- Dlaczego?
- Bo mnie nie lubiła i nie chciała, żebym skończyła lekcje.
- Dlaczego?
- Bo mam dużo lekcji.
- Dlaczego?
- Bo muszę je wszystkie zrobić aż trzy razy.
Uniósł brwi i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Dlaczego?
- Bo Tamaki i dziewczyny są zajęte! To masz tą cholerną kredkę czy nie?! - powiedziałam, po czym wystraszona zakryłam usta i spojrzałam w stronę kuchni. Na szczęście ciocia nie słyszała.
Itachi spojrzał na mnie, po czym wrócił do ostrzenia broni.
Po krótkiej chwili odparł:
- Nie.
- Ale... Więc... Po co to wszystko mówiłeś jeśli... Mogłeś po prostu... Aaa! Nieważne! Wkurzasz mnie!
- Powiedziałem tylko jedno słowo - odparł spokojnie, nie podnosząc wzroku. - Nie powinnaś dawać się tak łatwo wyprowadzać z równowagi.
Czy on mnie obraził? Chciałam rzucić w niego kredką, ale to nie byłoby miłe.
I tak rzuciłam. Chybiłam.
- Źle celujesz.
- Oh, błagam! Czy możesz się już zamknąć?!
Byłam wściekła. Jaki on ma problem? Miałam ochotę go uderzyć, więc się na niego rzuciłam. Nim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, chwycił mnie za nadgarstek.
- Ał! Przestań! Przestań! Nie zginaj jej tak!
- Nie wiesz nawet, jak zacząć bójkę. Porzuć drogę ninja. Nie widzę tam dla ciebie przyszłości.
Puścił moją rękę, a ja z grymasem na twarzy zaczęłam ją rozcierać.
- O czym ty gadasz? Nie chcę być ninja.
- Ty... Nie? - tym razem to on był zmieszany.
- A dlaczego miałabym chcieć? To głupie. Musiałabym ciągle trenować, a to by bolało. Ludzie by mnie bili, co też mi się nie podoba. Nie ma w tym nic fajnego. A poza tym to zabawa dla chłopców. Wciąż jest się brudnym i poobdzieranym - pokazałam mu język.
Jego usta drgnęły. Uśmiechnął się.
- Nigdy nie chciałaś nim być - stwierdził. - A twój ojciec...
Machnęłam ręką.
- Mój ojciec? Żartujesz! Chce, żebym była tym, kim on. Wy... na... laz... cą. Wymyśla takie fajne rzeczy jak na przykład żarówka w lodówce, żebyś widział gdzie co jest. Ale, prawdę mówiąc, wy... na... laz... cą też nie chcę być.
- Oh?
- Chcę być baletnicą! Nosisz ładne ubranie i wszystko, co musisz robić, to tańczyć cały dzień. Pokaże ci!- wstałam i zaczęłam układać nogi tak, jak mnie uczono w stolicy. - Widzisz? To jest łabąędź - podskoczyłam, wykonując odpowiedni ruch.
Nie wyglądał na zainteresowanego, ale przynajmniej poświęcił mi trochę uwagi.
Stanęłam przed nim, kładąc ręce na biodrach.
- Mógłbyś przynajmniej zaklaskać.
Klasnął.
- Raczej kiepsko ci idzie.
Prychnęłam.
- Mam dopiero siedem lat! Będę ćwiczyć i ćwiczyć, żeby być coraz lepszą!
- To tak jak ja.
- Na pewno nie będziesz tak dobry jak ja.
Nie odpowiedział. Zamiast tego chwycił leżącą obok szmatę i zaczął wycierać kunai.
- Widzisz? Cały dzień siedzisz taki ponury. Założę się, że nawet nie lubisz być tym ninją.
- Nie lubię - przytaknął.
Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Westchnęłam i wróciłam do mojej pracy z matematyki.
- Dlaczego to robisz? - spytałam, wpisując wynik w odpowiednie miejsce.
- Siła - odparł. - Zwinność, moc.
- Głupie.
Wzruszyłam ramionami.
- Strasznie głupie! No bo kto by chciał tracić cały swój czas... - nim zdążyłam skończyć, rzucił we mnie nożem. Zrobił to tak szybko, że usłyszałam tylko świst wiatru tuż przy uchu. Kunai wbił się w ścianę tuż za mną. Zamarłam, a serce biło mi jak oszalałe.
- Powtórzysz?
Zmarszczyłam brwi.
- To głupie! I to ogromna strata czasu! Wiesz czemu? Siła sprawia, że ludzie stają się łobuzami. A nikt nie lubi łobuzów. Myślą, że są lepsi od innych, ale tak naprawdę nie są. Weźmy na przykład mojego tatę. Jasne, że nie walczy z bandytami, ale bez niego nie potrafiłbyś odróżnić pomidora od szynki i w ostateczności skończyłbyś z ręką w garze z zupą brokułową, kiedy wszystkim co chciałeś miała być mała, nocna przekąska.
Nie powiedział nic, tylko patrzył. Spędziłam z nim już zbyt wiele czasu, żeby to na mnie podziałało.
- Nie przestraszysz mnie, wiesz? - uśmiechnęłam się. - Prawda jest taka, że znam twoją słabość, chłopcze.
Na moment jego oczy rozszerzyły się, by po chwili wrócić do normalnego stanu.
- Kłamiesz.
- Tak? Boisz się, że będę miała nad tobą przewagę?
- Kłamiesz - udawał, że mi nie wierzy, jednak głos mu zadrżał.
- Nie - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
I wtedy zrozumiał, ale było już za późno.
- CIOCIU! ITACHI JEST NIEMI... - uciszył mnie, kładąc mi rękę na ustach.
Ciocia Mikoto już po chwili stała w progu pokoju i przyglądała się nam, turlającym po podłodze. Itachi siedział na mnie i próbował uciszyć. Ciotka chwyciła go za ramię i podciągnęła.
- Co zrobiłeś? - spytała kobieta ostrym tonem.
Spojrzałam wymownie na ścianę, która była wystarczającym dowodem.
- Mówił do mnie brzydkie rzeczy. A kiedy mu powiedziałam, że ma przestać, to rzucił tym we mnie! Boje się! Pomóż mi, cioci! - pociągnęłam nosem i objęłam ją w talii.
Ciocia Mikoto spojrzała na kunai. Zagryzła wargi, a twarz jej zbielała.
- Itachi! Co ty sobie wyobrażasz, żeby zastraszać małą dziewczynkę? Masz szlaban na dzisiejszy trening! Przepraszaj.
- Ale ona...
- JUŻ!
- Przepraszam - powiedział szybko, nie chcąc jeszcze bardziej złościć matki.
- Nie mnie, ją.
Spojrzał na mnie z grymasem.
- Przepraszam, Ayae.
- Oh! Widziałaś, jak na mnie spojrzał?! Powstrzymaj go, tak się boję! - jęknęłam, wtulając się jeszcze bardziej w ciotkę. Robiłam to tylko po to, żeby wkurzyć Itachi'ego.
- Itachi? Zrób to szczerze - rozkazała ciocia, przyciskając mnie do siebie.
- Co mam niby zrobić? Paść na kolana? - o tak, zezłościłam go.
Uśmiechnęłam się.
- Tak. Zrób to.
Zacisnął zęby.
- Dlaczego, ty mała...
- Nawet nie zaczynaj. Jesteśmy tego samego wzrostu, więc nie masz prawa nazywać mnie małą!
Sapnął, gotowy się na mnie rzucić.
- Dosyć!
Zamarliśmy.
- Ty! Przepraszaj! I ty też! Macie przestać się kłócić, albo zaraz wyślę was do kąta i będziecie stać tam tak długo, aż nie zaczniecie się dogadywać!
- Ale ja mam zadania do odrobienia!
- 1... - ciotka zaczęła liczyć.
- Muszę przygotować się do misji.
- 2...
Wymieniliśmy z Itachi'm spojrzenia. Skrzywił się, a ja sapnęłam zła.
- 3...
Nie zamierzałam przepraszać pierwsza.
- 4...
On chyba czekał, aż to ja zacznę.
- 5. Ty, do tamtego kąta. A ty, do tamtego - ciotka wymaszerowała z pokoju, rzucając do nas jeszcze. - Ja stąd wszystko widzę!
Pomaszerowałam do mojego kąta obok kanapy. Itachi stanął przy kwiatku. Zmarszczyłam brwi. Chyba już nie był na mnie zły. A szkoda. Miałam nadzieję na trochę więcej zabawy.
Stał tam całkowicie spokojny. A później usiadł i zaczął medytować. Próbowałam też siedzieć cicho, ale nie potrafiłam.
- Wiesz, mogłeś po prostu przeprosić.
- To nie moja wina - odparł z zamkniętymi oczami.
- Ale gdybyś to zrobił, to nie stalibyśmy tutaj jak te ciołki.
- Nie stalibyśmy tutaj, gdybyś nie darła się jak upośledzona.
- Pff- prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. - Trzeba było pożyczyć mi kredkę.
- Powiedziałem ci, że nie mam.
- Mogłeś powiedzieć wcześniej!
- To nie mój obowiązek dbać o swoje przybory szkolne.
Chciałam mu odpyskować, ale nie wiedziałam jak.
- Jesteś wredny.
- A ty zaczynasz być wkurzająca.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie poważnie.
- Nie jestem wkurzająca! - odparłam. - Niby czemu mam być?
Nie powinnam o to pytać. Jego mian typu 'nic-mnie-to-nie-obchodzi' zniknęła gdzieś, a on spojrzał na mnie rozwścieczony.
- Oh? No to pomyślmy... Ciągle gadasz. Pytasz mnie dziesięć razy dziennie o jakieś bezsensowne rzeczy. Przez ciebie opuściłem trening już nie raz, ale dwa razy. Zdenerwowałaś moją matkę i pewnie przez ciebie ojciec będzie wściekły, bo nie pojawię się na treningu. No i wreszcie wyśmiałaś mnie mówić, że spędziłem bezsensownie całe siedem lat mojego życia i że nie czeka mnie w nim nic prócz pogardy i nienawiści. Jakbym już o tym nie wiedział.
Zaskoczył mnie.
- Nigdy nie powiedziałam tego ostatniego.
- Domyśliłem się.
Skrzywiłam się.
- Przepraszam. Chciałam tylko zdobyć nowego przyjaciela. Nie chciałam cię zranić... - mój głos załamał się, a z oczu pociekły łzy. Pierwszy raz ktoś mówił do mnie w ten sposób i to jeszcze tak, jakby to wszystko była moja wina.
Ciocia weszła do pokoju, wycierając ręce w fartuch.
- Dzieci, jesteście gotowe... Oh, Ayae! Kochanie, czemu płaczesz? Co się stało?
- Nic - zaszlochałam.
- Co jej powiedziałeś, Itachi? Nie wierzę, że znów doprowadziłeś ją do łez.
- Nie, ciociu! Przepraszam. Nie gniewaj się na niego.
- Chodź tu, kochanie. Umyjemy ci buźkę - zaprowadziła mnie do łazienki na górze i pomogła umyć twarz.
Wróciłam do pokoju i znów zabrałam się do pracy domowej. Itachi wrócił do czyszczenia broni. Nie patrzyliśmy na siebie.
Taki po prostu był. I jeśli mnie nie lubił, to trudno. Niech mnie nie lubi.
Jednak następnego dnia rano, kiedy odprowadzał mnie do szkoły, dał mi coś. Nową, czerwoną kredkę.
- Jeśli lubisz ze mną rozmawiać - mruknął. - To nie mogę ci tego zabraniać.
Spojrzałam na kredkę, a później na niego. Był poważny, a ja skinęłam głową i uśmiechnęłam się do niego. Był całkiem miły.
Cały nastrój pękł jak bańka mydlana, gdy ktoś położył nam ręce na głowach i poczochrał włosy.
- Oh, to takie słodkie! No i ta czerwona kredka? Miły akcent. Jesteście tacy utoczy! Oh! No po prostu oh!
- Shisui! Wynocha! - wrzasnęliśmy i uderzyliśmy go w tym samym momencie.

~*~*~*~*~*~

Lubię ten rozdział. Naprawdę lubię ten rozdział :) Przepraszam za zamieszanie z poprzednim (który dodałam dwa razy!) i obiecuję następnym razem dwa razy się upewniać, co robię! Nadrobię trochę pisanie, bo dopadło mnie zapalenie tchawicy, więc w końcu trochę wolnego! Tyle na dziś.
Wesołego jajka! :)
Buźka!

2 komentarze:

  1. W Twoim opowiadaniu jest coś takiego, że nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Sam pomysł (umiejscowienie akcji w czasie, głowni bohaterowie...) mnie zachwycił, a klimat który stworzyłaś sprawił, że z pewnością zatrzymam się tutaj na bardzo długo.

    Perfekcyjnie oddałaś urok całej sytuacji; Ayae vs. Itachi. I ten Shisui na końcu, uwielbiam go!, pewnie zachowałabym się podobnie. Hah, dzieci mnie nienawidzą. : )

    Poza tym, podoba mi się jak przedstawiłaś Itachiego, stworzyłaś z niego takiego małego-dorosłego. Przy młodej Uchiha bardzo dobrze to widać, jak próbuje być dorosły, a przynajmniej bardziej dorosły od niej - i jak bardzo jego próby są nieudolne.

    Bardzo się cieszę, że zostawiłaś komentarz na moim blogu... a co tam, chwila szczerości, że zostawiłaś link do swojego bloga! :)

    Czekam na kolejną część, tym razem będę jednak mądrzejsza i zaopatrzę się w herbatę i ciastka, idealnie pasują do czytania Twojego opowiadania, a przynajmniej taką mam nadzieję.

    Spóźnionego wszystkiego najlepszego; i weny!

    P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń