niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział III

Następnego dnia była sobota. Rozpakowaliśmy się już do końca i ruszyliśmy do miasta kupić jedzenie. Później ojciec oznajmił mi, że ma po południu do załatwienia kilka spraw i nie może mnie wziąć ze sobą, zostawi mnie więc pod opieką pani, która dała nam lalkę i ciastka.
Nigdzie nie pracowała i zajmowałam się domem, więc opieka nade mną nie była dla niej problemem. Co więcej, była jedyną, która chciała to robić. Chociaż jej mąż nie był zadowolony. Całe szczęście nie było go kiedy przyszłam.
Tego ranka kobieta przygotowała mi pyszne śniadanie. Później usiadła ze mną przy stole i długo rozmawiałyśmy. Polubiłam ją. Cały czas się uśmiechała i dużo mówiła, jak moja mama. Chociaż jestem pewna, że moja mama miała gęstsze włosy i mówiła dużo, dużo głośniej.
- Ile masz lat, skarbie?
- Siedem i pół.
- Tak? Mój syn Itachi jest w tym samym wieku.
- Wiem, znam go.
- Naprawdę?
- Tak, przez niego mój tata o mało nie padł na zawał serca.
- O jejku! Co się stało? - spytała zagryzając usta.
- Wziął się znikąd! Tak nagle! Pojawił się jak duch! - pomachałam jej przed twarzą rękoma, żeby pokazać, jakie to było dziwne. - To było przerażające.
Zaśmiała się.
- Ciociu?
- Tak?
- Dziękuję za lalkę - powiedziałam, podnosząc Utako z kolan.
- Ah! Nie ma problemu. Jak tylko usłyszałam, że w sąsiedztwie zamieszka dziewczynka, od razu o niej pomyślałam. Ma na imię Utako.
- Mhm! Wiem! Itachi mi powiedział!
Jej oczy rozszerzyły się.
- Naprawdę?
- Tak. Utako to bardzo ładne imię, ciociu.
Jej twarz zaróżowiła się.
- Tak... Nie wiedziała, że Itachi o tym wie. Myślałam, że nikt nie wie, że trzymam w domu takie stare rzeczy.
- Może widział cię z nią gdzieś kiedyś, a ty nawet nie wiedziałaś, że on tam jest? Często tak robi.
- Możliwe - mruknęła ciocia Mikoto. Odgarnęła za ucho niesforny kosmyk włosów i wlepiła wzrok w stół. Zamyśliła się. To dziwne. Wyglądała na smutną i wesołą w tym samym czasie.
- Cóż, Ayae - odezwała się w końcu. - Teraz Utako jest twoja. Ja, jako dorosła kobieta, nie bawię się już lalkami - znów się zaróżowiła. - No i przepraszam, że jest taka stara. Wiem, że dzieci wolą nowe zabawki.
- Oh, nie! Nie! Lubię Utako! Bardzo ją lubię! I bardzo dziękuję za danie mi jej, ciociu!
- Nie ma za co - uśmiechnęła się kobieta.
Nagle z góry dobiegł hałas, jakby coś upadało. Ciocia powiedziała, żebym została i sama pognała na górę. Kiedy wróciła, na rękach trzymała małego chłopca.
- Kto to? - spytałam.
- To mój syn, Sasuke. Sasuke, powiedz 'cześć' - powiedziała poprawiając mu włosy.
- Cześć - wystękał maluch.
- Cześć, Sasuke - odpowiedziałam.
Ciocia Mikoto posadziła Sasuke przy stole, po czym sięgnęła po kubek i napełniła go ciepłym mlekiem. Spojrzała na mnie.
- Chcesz coś do picia, skarbie? Herbatę?
Pokręciłam głową. Nie lubiłam herbaty. Zamiast tego spytałam o mleko. Ciocia pokiwała głową i wyjęła drugi kubek.
Sasuke wypił trochę. Spojrzał na mnie i znów wziął duży łyk.
- Kim jesteś? - spytał gdy skończył.
- Sasuke, to jest Ayae. Jest naszym gościem i trochę u nas pobędzie - odpowiedziała za mnie ciocia.
Maluch nie odpowiedział.
- Jesteś głodny?
- Nie.
- Chcesz iść na dwór pobawić się z Ayae?
Pokręcił głową.
Zagryzłam wargi, rozczarowana. Lubiłam ciocię Mikoto i chciałam pobawić się z jej synkiem.
- Gdzie braciszek Itachi? - spytał Sasuke.
- Nie ma go. Chyba trenuje z ojcem - odparła ciocia.
- Chcę się bawić z Itachim - jęknął malec.
- A dlaczego nie z Ayae?
Chłopiec spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Itachi - powiedział stanowczo.
Ciocia Mikoto westchnęła.
- To może pójdziesz spać? Obudzę cię, jak wróci Itachi.
- Dobra.
Mikoto wzięła malucha na ręce i poszła z nim na górę. Ja w tym czasie wstałam i zaczęłam zwiedzać domu. Było tu dużo ładnych rzeczy, jednak moją uwagę przykuł wiszący na ścianie samurajski miecz. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Oglądałam go z każdej strony.
- Co ty tu robisz?
Wiedziałam, czyj to głos, ale i tak zadrżałam. Odwróciłam się.
Itachi wyglądał tak, jakby zadał to pytanie od niechcenia.
- Oh... Um... Cześć... Mój tata musiał wyjść i mnie tu zostawił.
- Ojciec Ayae spytał, czy byłabym tak uprzejma i przypilnowała jego córki, kiedy jego nie będzie. Zgodziłam się. A co ty robisz tak wcześnie w domu, Itachi? - spytała ciocia schodząc ze schodów.
- Ojciec kazał mi przekazać, że nie będzie go na kolacji. Zje ją z kilkoma wyższymi oficerami, omawiając najważniejsze sprawy. Ale prosił, żebyś przygotowała nam obiad, zapakowała go i...
- ITACHI! - krzyk ciotki Mikoto przestraszył mnie.
- Coś nie tak, mamo?
- Twoja szyja! - jęknęła ciotka i zanim Itachi mógł cokolwiek zrobić, podbiegła do niego i odciągnęła jego kołnierzyk, odsłaniając naprawdę paskudnego, fioletowego siniaka ciągnącego się od szyj, przez obojczyk, aż po ramię. Kobieta najwyraźniej zauważyła mój przerażony wzrok, bo powiedziała: - Ayae, kochanie, idź do kuchni.
Zrobiłam, jak kazała. Też miałam kiedyś siniaka. Na kolanie. Przewróciłam się i uderzyłam o kamień. Jego też musiał boleć, chociaż nie płakał. W sumie to zachowywał się, jakby nic się nie stało. Dziwne.
Siedziałam przy stole, bawiąc się kubkiem po mleku, a oni rozmawiali.
- GADAJ, CO SIĘ STAŁO. NATYCHMIAST.
- Tylko trenowaliśmy i...
- Tylko trenowaliście? Tylko trenowaliście?! Myślałam, że oddałam mojego syna w dobre ręce, pod troskliwą opiekę ojca, a nie po to, żeby ten go zakatował na śmierć. Jak tylko Fugaku wróci, to go zamorduję...
- Mamo, proszę... Nic mi nie jest - głos Itachi'ego był cichy, łagodny i proszący.
- Chodź tu. Gdzie jeszcze cię boli? Masz jakieś inne siniaki? Wiesz co...? Ściągaj koszulkę.
- Mamo!
Zaśmiałam się pod nosem słysząc jęk chłopca.
Z ciekawości wyjrzałam z kuchni do salony, żeby ujrzeć siłujących się na ziemi matkę i syna.
- Kłamco. Co. To. Jest? - spytała, wskazując na coś ręką. Nie mogłam nic zobaczyć z tej pozycji, więc zrobiłam jeszcze krok do przodu. Drewniana podłoga zaskrzypiała i oboje spojrzeli na mnie.
- Ayae! Mówiłam, żebyś wróciła do kuchni! Nie ważne... Zrobisz coś dla mnie, skarbie? Pod zlewem w kuchni jest szuflada, w której znajdziesz białe pudełko. Przyniesiesz mi je?
Skinęłam głową i wróciłam do kuchni. Szybko znalazłam pudełko i wręczyłam je ciotce, która wciąż przytrzymywała szamoczącego się Itachie'go.
- Dziękuję, kochanie - powiedziała z uśmiechem, po czym obróciła się w stronę syna. - A TY... Dzisiaj już nigdzie nie wyjdziesz. Będziesz tu siedział spokojnie, podczas gdy ja cię opatrzę. A później zrobię ci obiad.
- Ale ojc...
- Żadnych ale! Jeśli tylko ruszysz się z tego pokoju, to gorzko popamiętasz! A uwierz mi, wolałbyś mieć do czynienia ze wściekłym ojcem, niż ze mną.
Byłam rozbawiona i przerażona jednocześnie. W myślach zanotowałam, żeby nigdy nie wkurzyć ciotki.
Itachi westchnął i został na miejscu. Ciotka Mikoto posmarowała go zielonkawą maścią, po czym owinęła bandażem. Byłam diabelnie ciekawa, co tak przeraziło kobietę, jednak kazała mi nie patrzeć. Zerkałam więc tylko kątem oka, ale nic nie zobaczyłam.
Kiedy ciotka skończyła, kazała Itachie'mu zostać w salonie i odpoczywać, podczas gdy sama udała się przyrządzić obiad. Powiedziała, że mam pilnować chłopaka i zawołać ją, gdyby próbował wyjść. Skinęłam głową. Dzięki temu mogłam się z nim zaprzyjaźnić.
- Cześć - zaczęłam.
Nawet się nie poruszył. Pomyślałam, że nie usłyszał, więc podeszłam i powtórzyłam.
- Cześć.
Spojrzał na mnie, po czym znów przeniósł spojrzenie przed siebie. Podążyłam za jego wzrokiem, który był wbity w ścianę.
- Wiesz co? - szepnęłam, pochylając się nad nim. - Ona chyba nigdzie nie ucieknie.
Kiedy nic nie powiedział pomyślałam, że po prostu jest nieśmiały. Takie dzieci zdarzały się w stolicy.
- Co zrobiłeś? - spytałam, wskazując bandaże na jego ręce.
Wyglądał na zmieszanego, ale odpowiedział.
- Trenowałem.
- Upadłeś?
- Nie.
- Ja raz upadłam i nabiłam sobie niezłego guza. Pewnie mocno bolało, co?
- Ból przemija.
Nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć, więc zmieniłam temat.
- Ile masz lat? Bo ja siedem. Siedem i pół.
- Latem skończę osiem.
- Ej! Czyli, że będziemy razem w klasie?
- Słucham?
- W poniedziałek idę do szkoły! Chociaż nie bardzo chcę... Wygląda strasznie. Może będziemy mogli chodzić razem?
Milczał. Czekałam cierpliwie wiedząc, że są dzieci, które potrzebują trochę czasu na to, żeby przemyśleć odpowiedź. Albo po prostu zapominały, o co pytałam.
- Nie - odparł w końcu.
- Co...? Dlaczego? Nie idziesz? Ale szczęściarz!
- Ja już skończyłem Akademię.
Zamrugałam zdezorientowana.
- Skończyłem szkołę - wyjaśnił.
- Oh - sapnęłam rozczarowana.
Zaczekałam żeby sprawdzić, czy nie chce czegoś dodać, ale milczał. Westchnęłam, przyciągnęłam kolana pod brodę i obielam nogi ramionami. Brakowało mi stolicy z jej wesołymi dziećmi, z którymi można było rozmawiać tak długo, aż nie przyszli po nas rodzice. Czemu tak ciężko rozmawiało mi się z tym chłopcem?
- Ej - zaczęłam znowu. - A jaki jest twój ulubiony kolor? Bo mój żółty. Nie, czekaj! Zielony. Tak, zielony jest ładny. Różowy też. Nie musisz mówić, jeśli nie wiesz. Miałam kiedyś koleżankę, która nie mogła się zdecydować, więc wiem, jak to jest. A masz ulubione zwierze?
- Nie.
- Jedzenie?
Spojrzał na mnie jak na wariatkę i nic nie powiedział.
- Kwiaty? - drążyłam dalej.
Cisza. Wbił we mnie przeszywające spojrzenie. Nie podobało mi się to, więc odwróciłam się, żeby sprawdzić, co się dzieje w kuchni. Ciocia Mikot kroiła coś zielonego. Miałam nadzieję, że nie będzie tego w obiedzie. Nienawidziłam zielonego jedzenia. Zielony był piękny, ale nie w jedzeniu.
- Czemu nic nie mówisz? - spytałam, przekrzywiając głowę. - Jesteś nudny, wiesz?
- A czemu ty tyle mówisz? - odparł.
- Zadaje pytania, bo chcę cię lepiej poznać!
- Nie.
- Co?
- Te pytania są absurdalne. Nie pomogą ci w poznaniu mnie - wyjaśnił.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Czy on mnie własnie obraził? Chyba tak. Jaaacie, czemu nie mógł po prostu odpowiedzieć? Niebieski, czerwony. Koty, psy. Cukierki, lizaki. Róże, stokrotki. Znów zatęskniłam za stolicą, a on wstał.
- Czekaj, co robisz?
- Moja kolej na zadawanie pytań. Powiesz?
- Co?
- No, jeśli teraz wyjdę... Powiesz jej? - spytał, wskazująć ruchem głowy kuchnię.
- Nie rozumiem. Czemu chcesz iść? - znów poczułam się obrażona. To on był tym nudnym. To ja powinnam chcieć wyjść, nie on.
- Nie zrozumiesz. Tak jak moja matka. A teraz, odpowiesz na pytanie?
Założyłam ręce na piersi.
- Nie jestem skarżypytą.
- Świetnie - stwierdził i ruszył w stronę drzwi.
- CIOCIU! ITACHI PRÓBUJE WYJŚĆ Z DOMU! - wrzasnęłam tak głośno, jak tylko potrafiłam. Chłopak odwrócił się i posłał mi najbardziej przerażające spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziałam. Miałam ochotę uciec.
Ciocia wbiegła do pokoju, najwyraźniej rozgniewana.
- Siadaj - warknęła wskazując podłogę.
Itachi zrobił co kazała i chwilę później został zaatakowany przez Sasuke, którego obudził mój krzyk.
Wiedziałam, że był na mnie zły, ale mnie to nie obchodziło. Gwiżdżąc coś sobie pod nosem, ruszyłam do kuchni pomóc cioci z obiadem.

~*~*~*~*~*~

Trochę się przeciągnęła ta moja 'połowa stycznia', za co serdecznie przepraszam wszystkich, którzy na ten rozdział czekali (o ile znajdzie się ktoś taki ;))! Miałam nie małe zamieszane w domu i szkole, a poza tym musiałam zmienić trochę rozdział, bo doszłam do wniosku, że jego pierwsza wersja mi się nie podoba... To co tu widzicie też nie jest do końca tym o co mi chodziło, ale głębsza znajomość Itachie'go i Ayae musi się jakoś zacząć, nie...? ;)

4 komentarze:

  1. Dobiłam się do kompa przez moje jakże kochane książki i zadania ( a dopiero skończyły się ferie ludzi litości ;_; )
    Znalazł się ktoś taki :P ja buahaha.... :D
    Rozdział bardzo fajny :)
    Saskłacz jak Itasia nie ma to nie ma i trzeba się bawić z kimś innym, nie pomyślałeś, że jak byś się zaczął bawić z Ayae to szybciej by ci zleciało czekanie na braciszka :D
    Itaś ty jako dziecko to się mamy powinieneś słuchać, a nie jak tylko zniknie to próbować się wymknąć, ty zły ty ( ukradłeś mi fuchę przeważnie to ja jestem ta zła :D )
    Jak do wszystkich to do wszystkich... Mikoto, trzeba mu karę wlepić to nie ładnie tak ignorować rodziców, ewentualnie zamiast kary jakby się dalej wyrywał to przywiązać do krzesła lub coś :D
    Nie seryjnie odwala mi O.o co nowością raczej nie jest ale ok :P
    Nie łam się ja potrafiłam napisać rozdział przepisać go skasować bo stwierdziłam że mi się nie podoba i pisać (ręcznie) jeszcze raz ;D + oczywiście dochodzi przepisywanie.
    Dobra mój mózg odmawia posłuszeństwa więc pozdrawiam, czekam na next'a i życzę duuużo weny.
    Ps. Chciałaś linka więc proszę : http://mery-mors-historie-pani-w-czerni.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje spostrzeżenia mnie zabijają :D Sasuke jest w tego swojego brata faktycznie zapatrzony, ale właśnie taki mi się wydawał w dzieciństwie ;) A Itachi... cóż, on nie jest do końca taki, jaki się wydaje być... Dzięki za komentarz, bloga dodaje do linków!

      Usuń
  2. Ojej, tak niewiele wiem, a tak bardzo uwielbiam tą parę! Ayae jest słodka i taka... dziewczęca! A Itachi zgrywa twardziela, chociaż robi w porty przed mamą :D Poza tym uwielbiam Twój styl pisania - opowiadasz historię z punktu widzenia Ayae, a skoro ta ma osiem lat (niecałe), to musi opowiadać w pewien dziecinny sposób. I tak właśnie piszesz! Nie wiem, czy jest to zamierzone, czy też nie, ale... kocham tą historię!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego 'zamierzenia'... może nie będę zdradzać szczegółów, bo wyjdę na jakąś opóźnioną :D A tak po prawdzie, to staram się pisać w taki nieco dziecinny sposób, ale nie ukrywam, że jest to dosyć trudne biorąc pod uwagę fakt, że osiem lat to ja już dawno skończyłam... Dzięki za opinię! :)

      Usuń