niedziela, 11 maja 2014

Rozdział VI

- Co to ma być? - spytała ostro Tamaki.
Byłam tego ranka wyjątkowo zmęczona. Miałam nadzieję, że Tamaki się trochę przesunie, żebym mogła zerknąć przez okno, ale ona przysunęła się jeszcze bliżej, tak że nic poza nią nie widziałam.
- Wczorajsze zadanie domowe? - spytałam ziewając.
Przewróciła oczami.
- Oczywiście, że to wczorajsze zadanie domowe. Ale spójrz na ocenę! - pomachała mi kartką przed oczami.
- Pięć minus?
- Tak! Dlaczego nie szóstka?
Myślałam, że piątka to dobra ocena. Zwykle dostawałam piątki i czwórki, czasem trójki. Nigdy dwójek i jedynek. Jednak za każdym razem, gdy ocena z pracy Tamaki była gorsza niż sześć, ta strasznie się wściekała.
- Następnym razem bardziej się postaram - mruknęłam.
- Zawsze tak mówisz, a jeszcze nigdy nie dostałam szóstki. Moja mama będzie zła, jak znowu przyniosę tróję - oznajmiła Setsu. Dai skinęła głową. Ayame spojrzała na wszystkie po kolej najwyraźniej zmieszana.
Spojrzałam na Tamaki zmęczonym wzrokiem.
- Jeśli coś wam nie pasuje, to róbcie sobie same lekcje. Od dzisiaj zaczynam lekcje baletu, więc będę miała jeszcze mniej czasu.
Tamaki prychnęła.
- I ty nazywasz siebie Uchihą?
- Co to ma do rzeczy?
- A to, że to nie powinien być dla ciebie problem. Powinnaś odrabiać te zadania z palcem w nosie.
- To nie problem. Ale zadania są coraz trudniejsze. Wczoraj musiałam siedzieć dwie godziny dłużej niż zwykle, żeby wszystko zrobić.
- Pf, kłamiesz.
- Co? Jak to kłamię?
Dai skrzyżowała ręce.
- Nie udawaj.
- Um... Nie wiem, czy ona wie... - zaczęła niepewnie Ayame.
- Co? Czego nie wiem? - spytałam zdezorientowana.
- Żartujesz? Każdy Uchiha, który znalazł się w tej szkole, to geniusz. No, może poza jednym czy dwoma wyjątkami. Ale większość z nich przewyższa całą resztę - oznajmiła Dai.
- Ta, tak jak na przykład Shisui. Niby lepszy od chunina, a jakoś nie może sobie poradzić z zaliczeniem.
- Albo Itachi. Pamiętasz, Ayame? Był w naszej klasie w zeszłym roku, ale tylko przez miesiąc. Słyszałam, że wiosną skończył szkołę.
Ayame skinęła głową.
- Pamiętam. Zawsze siedział sam i odrabiał zadania. Jak już skończył, to czytał książkę. I nie rozmawiał z nikim oprócz nauczyciela.
- Skąd wiesz? - spytałam. Ayame pokręciła głową i zaczerwieniła się.
Tamaki zaśmiała się drwiąco.
- Nienawidzę go. Wyglądaliśmy przy nim jak idioci. Uważał się za lepszego. Nikt nigdy go nie lubił. I dobrze.
Zmarszczyłam brwi. Itachi czasami mnie wkurzał, ale był z niego dobry przyjaciel. Ostatnio pomógł mi nawet z lekcjami, kiedy tata i ciocia Mikot byli zajęci. A Shisui? No cóż. On akurat był idiotą.
- No, ale przynajmniej jest przystojny - Dai wyrwała mnie z zamyślenia.
- Tak - zgodziła się Setsu i zachichotała. - Ayame była czerwona jak burak od samego patrzenia na niego.
- DZIEWCZYNY! - krzyknęła Tamaki, próbując zaprowadzić porządek.
- Pf, Tamaki! Przecież też go lubisz! - dokuczała Dai. - Znienawidziłaś go dopiero wtedy, gdy odrzucił twoje zaproszenie na obiad.
- Tak, Tamaki. Nie zaprzeczaj. Byłaś w nim taka zakochana.
Tamaki zarumieniła się.
- Nie byłam! Po prostu wydawał mi się strasznie samotny, więc zapytałam, czy chce iść ze mną!
- Ale odmówił - skwitowała Dai. - Więc go znienawidziłaś i zakumplowałaś się z nami.
- Wcale nie.
- Tak.
- Nie!
- Tak!
- Nie lubię go! - krzyknęła Tamaki.
- Oh, on jest taki słodki i mądry. Zawsze dostawał najwyższe oceny i był taki uroczy! No i jego rodzina jest sławna i bogata. Chciałabym, żeby przyszedł tutaj i poprosił mnie o rękę. Byłabym wtedy panią Tamaki Uchiha! - mówiła Dai wysokim głosem, próbując upodobnić się do Tamaki. - Kto tak powiedział w zeszłym roku?
- Żartowałam! Niby czemu miałabym chcieć być z takim palantem jak on? - jęknęła Tamaki, a jej twarz była teraz purpurowa.
- Oczy.
- Włosy.
- Pieniądze.
- ...
- Co? A widzieliście dzielnicę klanową? Moja mama mówi o niej cały czas. To jak specjalne miejsce dla uprzywilejowanych - powiedziała Setsu.
Ayame westchnęła.
- No i jego głos...
- I to, że jest najlepszy w klasie... nie! W szkole.
- No i pieniądze.
Dziewczyny chichotały, zagubione w swoich fantazjach. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę, gdy Ayame zapytała:
- A ty, Ayae? Lubisz go?
Pozostała trójka spojrzała na mnie, oczekując odpowiedzi.
- C...co?
Dai westchnęła.
- Wiesz przecież, kto to. Codziennie cię z nim widzimy. Odprowadza cię do szkoły i ze szkoły.
Oczy Tamaki się zaszkliły.
- On... naprawdę?
Czułam się nieswojo.
- Um... No tak...
- Jaki jest?
- Co mówi?
- Jak się zachowuje?
Pochyliły się i zaczęły bombardować mnie pytaniami, a ja skurczyłam się na krześle.
- Hm... No cóż... Nie mówi za dużo...
Wycofały się.
- No tak... - mruknęły pod nosem.
- Więc... Lubisz... Lubisz go, Ayae? - spytała niepewnie Tamaki.
- Tak - odparłam wprost. - Jest moim przyjacielem.
- Pf. Ciekawe, czy on też tak o tobie myśli. No ale dobra. Nie o to pytam. Chodzi mi o lubienie-lubienie. Więc lubisz-lubisz go?
Przełknęłam ślinę. Szczerze mówiąc, nie widziałam różnicy. Czy lubienie-lubienie różniło się czymś od zwykłego lubienia?
- Nie sądzę? To tylko mój przyjaciel.
Miałam nadzieję, że udzieliłam dobrej odpowiedzi. A może powinnam ją zmienić? W końcu wszystkie dziewczyny go lubiły-lubiły, a nie tylko lubiły. Ale z drugiej strony, nienawidziły go. Czy nienawiści anuluje jedno 'lubienie'?
Poplątałam się.
- Naprawdę? - spytała Dai, unosząc jedną brew.
Tamaki uśmiechnęła się.
- I dobrze, Ayae. Jesteś za dobra dla takiego dupka.
Wyczułam w jej głosie fałsz.
- On nie jest dupkiem, Tamaki. Jest po prostu nieśmiały i nie mówi za dużo. Nie wiem...  - nim zdążyłam skończyć, coś uderzyło mnie w głowę.
Odwróciłam się i zobaczyłam tego wrednego chłopca, który ciągle się mnie o coś czepiał.
- Przestań! - wrzasnęłam.
Podrzucał w ręku papierową kulkę.
- Spadaj, Ginjiro! - rzuciła w jego stronę Dai.
Nie zrobił tego.
- Wynocha stąd, ty Uchihowska szumowino.
Co było nie tak z tymi ludźmi? Albo kochali i na kolana padali przed Uchihami, albo wprost ich nie znosili. Albo, tak jak moje przyjaciółki, traktowali ich trochę tak i trochę tak.
- Słuchaj! - zaczęłam, zaciskając zęby. - Nie wiem, o co ci chodzi, ale przestań rzucać  we mnie tym cholerstwem! Mam tego dość! jak ty byś się czuł, gdyby ciebie ktoś dzień w dzień czymś obrzucał, co?
- Hm...
- Co? - świetnie. Jeszcze tego mi brakowało, żeby nauczyciel usłyszał. - Co powiedziałaś, młoda damo? - sapnął groźnie. Był stary, ale przerażający.
Skrzywiłam się i zerknęłam na przyjaciółki. Wszystkie pochylały się nad arkuszami i notowały w nich coś z zapałem. Nie chciały mieć kłopotów.
- Zostań dzisiaj po lekcjach.
Szczęka mi opadła. Koza? Przecież nie zrobiłam nic złego!
- Ale to on we mnie rzuca! - wskazałam na Ginjiro.
- Więc posiedzi w kozie z tobą.
- To nie w porządku! - tupnęłam nogą. Nie dość, że zostałam niesłusznie ukarana, to jeszcze miałam siedzieć w kozie z NIM? Czy ten staruch chciał mnie wpędzić do grobu?
- Dwa dni.
- Co? Ale...
- Tydzień. Jeśli chcesz zwiększyć pułap do dwóch tygodni, powiedz tylko słowo.
Zamknęłam usta. Sprzeczanie się wpakowałyby mnie w jeszcze większe tarapaty. Posłałam więc chłopcu nienawistne spojrzenie.
Uśmiechnął się.
- To może od razu miesiąc?
Zamarłam. Za miesiąc już nie będzie szkoły!
Nauczyciel nie był rozbawiony.
- Dwa tygodnie. Chce was tu widzieć oboje po lekcjach.
Staruszek wrócił do czytania gazety, a ja siedziałam ponura przy stole, nie chcąc już zwracać na siebie uwagi.
- Nie mogę uwierzyć! Palant! - szepnęła Ayame.
- Idiota - dodała współczująco Setsu.
Dai przewróciła oczami.
- Ten chłopak to skaranie boskie. Przykro mi, Ayae.
- Cóż, przynajmniej teraz już jesteśmy pewne, że jesteś dziwakiem - zachichotała Ayame.
- Co?
- Idziesz do kozy, prawda? Zastanów się, ilu Uchihów kiedykolwiek siedziało w kozie? Żaden! Twoja rodzinka będzie nieźle wkurzona - wyjaśniła Ayame.
- Mam nadzieję, że nie - mruknęłam. Przecież to nie była moja wina. Musze pogadać z tatą. Może przemówi do rozsądku temu staruchowi.
Tamaki wzięła jedną z leżących przede mną kartek.
- Nie musisz już odrabiać za mnie zadań, Ayae - powiedziała nieśmiało. - W kozie i tak nie będziesz miała czasu.
Reszta dziewczyn poszła za jej przykładem.
- Ta, dam radę jakoś wcisnąć je między lekcje fletu - stwierdziła Setsu. - No i może dostanę lepszą ocenę niż pięć minus. Mówiłam wam już, że moi rodzice dostają szału na samą myśl o czwórce?
Byłam zadowolona, że przyjaciółki już nie są na mnie złe. Tamaki co prawda spojrzała na mnie jeszcze kilka razy w taki dziwny sposób, ale poza tym zachowywała się tak samo jak zawsze.
Po lekcjach już chciałam wstać i wyjść, gdy przypomniałam sobie, co mnie czeka.
Koza.
Jęknęłam. Byłam grzeczną dziewczynką. Nie zasługiwałam na karę. Siedzący w drugim końcu sali chłopiec posłał mi kpiący uśmiech.
- Następnym razem sprawię, że cię wywalą - mruknął z drugiego końca sali. Odchylił się na krześle i zsunął czapkę na twarz, najwyraźniej chcąc trochę pospać.
Nie mogłam w to uwierzyć. Ten gnojek mi groził! Wstałam z zamiarem pójścia tam i dokopania mu, ale powstrzymał mnie surowy głos nauczyciela:
- Panno Uchiha! Na miejsce!
Usiadłam, tym razem zajmując miejsce Tamaki przy oknie. Wyjrzałam. Na szkolnym podwórku stali moi kuzyni, najwyraźniej na mnie czekając.
Shisui zerkał co chwilę na prawo i lewo wypatrując mnie. Spojrzałam na nauczyciela, który był zajęty swoją gazetą. Zaryzykowałam i zaczęłam wściekle wymachiwać rękoma, chcąc zwrócić na siebie uwagę chłopców.
Itachi zauważył mnie. Szturchnął Shisui'ego, który też spojrzał w moją stronę. Zaczął krzyczeć coś, czego przecież NIE MOGŁAM usłyszeć. Idiota. Po jakichś trzech minutach w końcu to sobie uświadomił i spróbował przekazać mi wiadomość na migi.
Wyglądał przy tym jak pajac. A ja dalej nie wiedziałam, o co mu chodzi.
Wtedy Itachi zdecydował, że wejdzie do środka i sprawdzi, dlaczego nie wychodzę. Ruszył w kierunku wejścia. To nie skończyłoby się dobrze. Nauczyciel wściekłby się jeszcze bardziej i dostałam większą karę. Zaczęłam kręcić energicznie głową i bezgłośnie powtarzać NIENIENIENIENIE! STÓJ!
Zatrzymał się niedaleko miejsca w którym siedziałam.
Zerknęłam przezornie na czytającego przy biurku mężczyznę i odchylonego na krześle chłopaka, po czym ostrożnie wyrwałam kartkę z mojego zeszytu. Ołówkiem szybko nabazgrałam na niej: Idioci! Jestem w kozie. Jak was zauważą, to będę miała przekichane. Poczekajcie na mnie.
Złożyłam kartkę i wyrzuciłam przez uchylone okno. Itachi złapał ją, przeczytał i zerknął na mnie.
Pokazał wiadomość Shisui'emu, który zaczął się śmiać i wyciągnął ze swojej torby długopis. Chciał nabazgrać coś na odwrocie mojej wiadomości, ale nim zabrał się do roboty, Itachi wyrwał mu z rąk kartkę i długopis.
Młodszy z Uchihów zaczął pisać. Drugi zerknął mu przez ramię, krzyknął coś i spróbował wyrwać kartkę. Ale było już za późno. Itachi skończył pisać, złożył kartkę i w niewiadomy dla mnie sposób rzucił ją w moją stronę tak, że wylądowała na biurku.
Masz dwie minuty, żeby tu przyjść. Jak nie, to Cię zostawimy.
Pierwszym co poczułam, był podziw dla jego charakteru pisma. Później przyszło przerażenie.
Nagle tuż obok mnie wylądowała druga kartka, zmięta w kulkę wielkości ziarnka grochu. Ta była od Shisui'ego.
Zignoruj go. On tylko żartuje! Przecież na Ciebie poczekamy! Masz trzy minuty. Na końcu narysował buźkę z wystawionym językiem, pokazującą znak pokoju.
Zmarszczyłam brwi. Zabiję ich obu, pomyślałam pełna czarnych myśli. Spojrzałam na nich spod byka. Cofnęli się oboje.
Wracajcie tu dupki! Zmięłam kartkę i rzuciłam w ich stronę mając nadzieję, że któregoś trafię. Niestety, stali zdecydowanie za daleko. Cholera.
Twoja kaligrafia jest okropna. Minuta. 
Uderzyłam głową o biurko i zrezygnowałam. Może po prostu wyskoczę przez okno? Ten dziad i tak by pewnie tego nie zauważył.
Nie mogę!
- Co ty wyprawiasz? - warknął groźnie nauczyciel, zerkając na mnie znad gazety. - Przestań robić miny do okna. Siadaj przy drzwiach!
Łobuz siedzący z tyłu podniósł nieco czapkę i uśmiechnął się do mnie szyderczo. Mrucząc pod nosem przekleństwa, usiadłam na moim nowym miejscu. Jedyne co mogłam teraz zrobić to gapić się na zegar i czekać, aż kara się skończy.
Wtedy coś sobie przypomniała.
- Cholera! Dzisiaj mam lekcje baletu!
Przerażona tym, co powiedziałam, zatkałam sobie usta ręką.
To będzie długi dzień.