środa, 4 grudnia 2013

Rozdział I

 ~ dla Agi, mojej jedynej stałej czytelniczki ;)

- Hej! Ayae, kochanie! Widziałaś gdzieś jeszcze jedno pudło? - krzyknął do mnie ojciec.
Chodził od drzwi do drzwi, zaglądając do każdego pokoju i dokładnie licząc kartony. Zdjęłam sandały i stanęłam na brudnej podłodze. Skrzywiłam się, gdy do mojego nosa dostał się kurz naszego nowego domu. Obrzuciłam spojrzeniem puste pomieszczenia. Dom? Nie byłam w stanie nazwać tego miejsca domem. Było takie... zimne i odległe.
Potrząsnęłam głową odganiając od siebie ponure myśli i ruszyłam na pomoc ojcu. Podobnie jak on, zlustrowałam dokładnie każdy pokój.
Cztery... Pięć... Sześć... A gdzie siódme? Sprawdziłam jeszcze raz i zmarszczyłam brwi, ponownie doliczając się szóstki. Nie dobrze. Byłam pewna, że przyjechaliśmy z siedmioma pudłami.
Spojrzałam na zmartwionego ojca i tknięta nagłym przeczuciem wybiegłam przed dom - zdążyłam jednak zobaczyć tylko tył niknącego w dali wozu, który nas przywiózł. Po pudle ani śladu.
- Nie ma go! - krzyknęłam wchodząc do domu. - A którego brakuje?
Nie czekając na odpowiedź ojca szybko przejrzałam w myślach listę naszych rzeczy. W salonie były trzy ogromne pudła z napisami 'ubrania', 'kuchnia' i 'meble'. W sypialni 'jeszcze więcej ubrań', a w biurze 'książki' i 'dokumenty'. Za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć co było w ostatnim pudle...
I wtedy mnie olśniło.
- Pudło z rupieciami! - krzyknęłam wchodząc do kuchni.
- Co? - mruknął mój tata wyciągając z lodówki jogurt. Był zbyt zmęczony, żeby przejmować się takimi bzdurami. No i nie było tam nic nazbyt cennego - zwykłe rupiecie, które ojciec upchnął w jeden karton mówiąc, że 'kiedyś mogą się nam przydać'. Według mnie po prostu nie chciało mu się sprzątać. Śmierdzący leń.
- Pudło z rupieciami - powtórzyłam podekscytowana. - No wiesz, włożyliśmy tam różne graty, które znaleźliśmy na strychu. Tego nam właśnie brakuje!
Wybiegłam z kuchni z zamiarem odnalezienia zguby, jednak w połowie drogi zderzyłam się z kimś. Podniosłam głowę i ze zdziwieniem ujrzałam przed sobą obcego mężczyznę stojącego w naszym salonie.
- Proszę wybaczyć, młoda damo - powiedział zimno. Był stary, ale włosy wciąż miał czarne, tylko gdzieniegdzie poprzetykane pasmami siwizny. Miał na sobie tradycyjny strój z okrągłym symbolem na kołnierzu - taki sam symbol był na wszystkich flagach wiszących w tym dziwacznym miejscu.
Dopiero wtedy zauważyłam, że prócz staruszka w salonie stoi cała masa innych ludzi - wszyscy mieli czarne włosy i oczy, a ja nie znałam nikogo z nich. Byłam pewna, że gdy przechodziłam tędy chwilę temu, to ich tu nie było. Zmarszczyłam brwi.
- Kim wy, do cholery, jesteście? - spytałam chyba nieco zbyt głośno, bo wzrok wszystkich obecnych skupił się na mnie. Ich spojrzenia były intensywne i zimne. Trochę się przestraszyłam. Miałam ochotę uciec jak najdalej od tego miejsca. Całe szczęście właśnie w tym momencie z kuchni wyłonił się tata.
Też wydawał się być zaskoczony widząc cała bandę obcych ludzi stojących w naszym salonie. Wyciągnął z kieszeni okulary, włożył je na nos i podobnie jak ja, zmarszczył brwi.
- Kim jesteście? - spytał. Aż mi się śmiać zachciało gdy pomyślałam sobie, jak głupio musiał zabrzmieć powtarzając prawie słowo w słowo moje pytanie.
Staruszek spojrzał na niego z wyższością.
- Rozumiem. Jaki ojciec, taka córka. Jestem przywódcą naszego klanu i przybyłem, wraz z rodziną, powitać was... w sąsiedztwie. Nikt was chyba jednak nie nauczył grzeczności. A twoja córka... cóż za obrzydliwe słownictwo! I to w tym wieku! Nawet nie chcę myśleć o tym, jak będzie się wyra...
- Ej! - przerwałam mu. - Nie jestem dzieckiem, mam prawie osiem lat! I to nie my jesteśmy niegrzeczni; w końcu nie wchodzimy do nikogo do domu bez puka...
Zostałam uciszona przez ojca, który zakrył mi usta dłonią. Spojrzałam na niego z wyrzutem. Był czerwony jak burak i zachichotał nerwowo.
- Ahahah. Normalnie tak nie mówi. Widzicie, podczas podróży (która była, tak swoją drogą, okropnie długa) musiała podłapać kilka słów od naszego woźnicy i teraz, jak mogliście już zauważyć, upiększa nimi swoje przemowy. Nigdy wcześniej nie słyszała takich okropieństw, mogę przyrzec! W końcu dzieci tak szybko się uczą... W każdym razie przepraszam za nią... I... Ta... - uspokoił się widząc przed sobą kamienną twarz mężczyzny.
- Mam nadzieję, że się tym zajmiesz. Dzieci nie powinno być słychać - podsumował krótko staruszek.
Mój tata zaczerwienił się jeszcze bardziej i podrapał nerwowo po głowie.
- Przepraszam. W każdym razie nie przedstawiłem się. Jestem Uchiha Kenta, a to moja córka, Ayae.
- Cze... - chciałam się przywitać, jednak ojciec przycisnął mi rękę do ust jeszcze mocniej. Przewróciłam oczami.
Staruszek nie patrzył nawet w moją stronę i udawał, że nie istnieję. A później zaczął przedstawiać każdą stojącą w pokoju osobę.
W ogóle nie zwracałam na nich uwagi, jednak mój ojciec dwoił się i troił, żeby spamiętać te wszystkie imiona. Powodzenia, pomyślałam zauważając, że wszyscy wyglądają praktycznie tak samo.
Westchnęłam i stwierdziłam, że najlepiej będzie udać się do swojego pokoju. Pewnie i tak nikt nie zwróci uwagi na fakt, że mnie nie ma. Zmieniłam jednak zdanie gdy zauważyłam, że oprócz mnie w pokoju były jeszcze inne dzieci. Stali wyprostowani i milczący, marszcząc brwi, więc wzięłam ich za dorosłych.
Stali niedaleko mnie i chyba byli trochę starsi. Było ich dwóch (to byli chłopcy) i moją uwagę przyciągnął ten, który próbował powstrzymać się od śmiechu za każdym razem, gdy mój tata przekręcił czyjeś imię. Natychmiast się jednak uspokoił, kiedy staruszek podszedł do niego i jego towarzysza.
- ... to Shisui. A ten młodszy to starszy syn Fugaku, Itachi.
- ... Shisui i Itachi... Zrozumiano... - mruknął ojciec.
Mężczyźni ruszyli dalej, a chłopcy nagle na mnie zwrócili swoją uwagę. Spięłam się. Nie lubiłam, jak ktoś się na mnie gapił. Ten, który wcześniej chichotał, pomachał mi lekko i natychmiast się rozluźniłam. Nie miałam pojęcia, co zrobić, więc też mu pomachał. Nie zapowiadało się, żeby miał zamiar podejść i ze mną porozmawiać, więc zastanawiałam się, czy to ja nie powinnam podejść do niego. Nie byłam pewna - wydawał się być trochę za stary, żeby się ze mną bawić.
Przeniosłam spojrzenie na drugiego chłopca. Ucieszył mnie fakt, że wydawał się być w moim wieku. Tęskniłam za moimi przyjaciółmi i fajnie by było mieć tu kogoś, z kim można by było chociaż pogadać.
Jednak tamten, w przeciwieństwie do towarzysza, nie pomachał mi. Nawet się nie uśmiechnął. Po prostu stał tam jak słup soli i się gapił.
Prawdę mówiąc nie wiedziałam, który z nich jest dziwniejszy. Albo może bardziej przerażający. Nie zachowywali się jak dzieci ze stolicy, które teraz pewnie podbiegły by do mnie i zaczęlibyśmy się bawić w chowanego albo berka, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Tutaj dzieci nie chciały nawet ze mną rozmawiać.
Znudzona zerknęłam na schody. Chciałam odejść, jednak postanowiłam przetrwać wizytę do końca. Znów spojrzałam na chłopców, którzy jednak nie zwracali już na mnie uwagi. Starszy bawił się swoim rękawem, najwyraźniej tak samo znudzony jak ja.
Wizyta zdawała się ciągnąć w nieskończoność, choć tak naprawdę wszystko nie trwało dłużej niż piętnaście minut. Dorośli pożegnali się i wręczyli mojemu ojcu prezenty powitalne... I tyle.
Ojciec odprowadził wszystkich do drzwi i pomachał im z głupkowatym uśmiechem na twarzy, po czym zamknął drzwi.
Na klucz.
- Ej, tato.
- Tak, kochanie?
- Nie lubię ich - powiedziałam. - Możemy wrócić do domu? Obiecałam Mayu, że pójdę z nią na plac zabaw w sobotę.
- Nie powiedziałaś jej, że się przeprowadzamy?
- Powiedziałam - odparłam, wzruszając ramionami.
Ojciec westchnął i usiadł obok mnie na kanapie w salonie.
- Posłuchaj mnie, skarbie. Nie możemy wrócić. To jest nasz nowy dom. I proszę, proszę, proszę, BŁAGAM, bądź miła dla tych ludzi, dobrze? Gdyby nie oni, byłoby z nami bardzo kiepsko. Obiecaj mi, że będziesz grzeczna.
- Ale...
- Żadnych ale.
- Ale...
- Obiecasz tatusiowi? - spojrzał na mnie błagalnie.
- ... Dobra - mruknęłam, nadąsana.
- Świetnie. I jeszcze jedno. Nigdy, ale to PRZENIGDY, nie używaj przy nich brzydkich słów, jasne?
- Jakich brzydkich słów? - spytałam.
- No wiesz... Takich jak na przykład 'cholera'...
- OOOOH, TATA POWIEDZIAŁ BRZYDKIE SŁOWO! - udałam zszokowaną i wskazałam go palcem.
Chwilę później leżałam na ziemi, a tata trzymał moją stopę w jednej ręce, łaskocząc ją drugą.
- Ty mały draniu! Wiedziałaś, że się na to nabiorę! - zaśmiał się, a ja (też się śmiejąc), próbowałam mu się wyrwać. Na nic. Już po chwili wokół nas wirowała cała masa kurzu i przestaliśmy dopiero wtedy, gdy tata zaczął się nim krztusić.
- Wszystko w porządku, tatusiu?
- Tak - odkaszlnął wstając. - DOBRY BOŻE! - wrzasnął podskakując ze strachu. - A ty skąd się tu wziąłeś?
Odwróciłam się w stronę, w którą patrzył mój ojciec. Stał tam jeden z tych chłopców, ten młodszy. Przez sekundę wydawał się być rozbawiony, jednak już po chwili znów miał ten zimny, nieprzenikniony wyraz twarzy.
Nie odpowiedział na pytanie mojego taty. Zamiast tego odparł:
- Moja matka chciała wam to przekazać. Bardzo żałuje, że nie mogła was poznać, ale była zajęta innymi sprawami.
Podszedł do nas i wręczył mojemu ojcu drewniane pudełko.
- Podziękuje jej... um...
- Itachi - podpowiedział tamten znudzonym głosem.
- No tak - mruknął mój ojciec i spojrzał na pudełko, głęboko zaciągając się dobywającym się ze środka zapachem. - Hej! Czy to kulki ryżowe? Oooo, to należą jej się super ekstra podziękowania! Nie jedliśmy przyzwoitego domowego posiłku od... no... w sumie nie można tego nazwać posiłkiem, to bardziej deser, ale wciąż domowej roboty, więc... no chyba, że twoja matka kupiła je w sklepie... W każdym razie podziękuj jej. A przy okazji, jak się tu... - ojciec uniósł głowę chcąc spojrzeć na chłopaka, którego już nie było. - ... znalazłeś? - spojrzał na mnie. - Gdzie on zniknął?
Wzruszyłam ramionami. W jednej sekundzie  go widziałam, a później nagle zniknął. Mój tata westchnął, pokręcił głową i poszedł do kuchni zająć się otrzymanymi prezentami. Wrócił po chwili i jeszcze raz sprawdził, czy zamknął drzwi. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.
Usiedliśmy na dwóch różnych końcach stołu i zabraliśmy się za oglądanie podarunków. Dostaliśmy porcelanowy zestaw do herbaty, ozdoby zwój, dwa gliniane kubki, kilka książek, złote ozdoby, talerz kulek ryżowych i lalkę. Dwa ostatnie prezenty pochodziły z pudełka, które wręczył nam chłopiec.
Wzięłam do ręki lalkę i przyjrzałam się jej krytycznym wzrokiem. Była porcelanowa i bardzo ładna. Miała duże, czarne oczy, gęste rzęsy, miodowe włosy i różowe kimono.
Poza lalką i kulkami wszystkie prezenty były okropnie drogie i, jakby to ująć... do dupy.
Mój ojciec myślał tak samo.
- Wiesz, co to oznacza? - spytał, maczając kulkę w niedokończonym jogurcie.
Też wzięłam kulkę i pokręciłam głową.
- Że ludzi tutaj dają głupie prezenty?
- No... Też - zgodził się. - I jeśli przyjdzie co do czego, to my też będziemy im musieli wręczyć takie cudeńka...
- Oddamy im te prezenty. Każdy dostanie coś innego, niż przyniósł.
- Sprytnie! Muszę tylko zapamiętać, kto co nam dał.
- Dobre te kulki - zauważyłam, pałaszując jedną po drugiej.
- Faktycznie - zgodził się tata i podzieliliśmy się ostatnią kulką.

~*~*~*~*~*~

No, powoli zaczyna nam się rozkręcać :) Z rozdziału na rozdział powinno dziać się więcej, a tymczasem, żeby umilić sobie czekanie, zapraszam do zapoznania się z TYM niesamowitym filmikiem. I co tu się dziwić, że tak bardzo kocham Itachi'ego? <3

8 komentarzy:

  1. Wrrr... Jak ja nienawidzę tego głupiego czegoś co mi kasuje komentarze.
    Więc jeszcze raz.
    Zapowiada cię na prawdę ciekawie, powiedz to twoje pierwsze opowiadanie czy nie ?
    Kolejna fanka Itasia :D
    Wyobraź sobie że twój nick kojarzy mi się z książka która ma taki sam tytuł ? Jak coś to polecam.
    No nic więcej z siebie nie wykrzesam, dlatego pozdrawiam, czekam na next'a i życzę duuuużo weny ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... W zasadzie nie jest pierwsze, ale pierwsze o Itachim i pierwsze, które odważyłam się opublikować :) A o książce nie słyszałam, ale chętnie do niej zajrzę :) Następny rozdział powinien pojawić się w przeciągu tygodnia/dwóch. Dzięki serdeczne za opinię i pozdrawiam gorąco!
      A za Itachim to szaleję! :)

      Usuń
  2. [spam]

    Prowadzisz opowiadanie z bohaterami M&A Naruto? A może masz ochotę na małą lub dużą krytykę? Zgłoś bloga i sprawdź jaki stopień Ci się należy! Może Hokage? A może Jonin? Albo...Genin.Chcesz się przekonać? Zgłaszaj bloga do oceny TERAZ!

    Serdecznie zapraszam: http://ocenialnia-narutowska.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mała, pyskata dziewczynka. :) Jakie to urocze!
    Pomysł bardzo mi się podoba, aż muszę sobie przypomnieć jak trafiłam na twojego bloga... Jak się dowiem to podziękuje tej osobie. :)
    Czekam na następny rozdział, Halszka :3

    PS Nie wiem czy lubisz SasuSaku, ale zostawiam adres swojego bloga. Nie jest tak dobry jak twój, ale jakiś na pewno. :)
    http://de-barro-payaso.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję! Takie komentarze dają mi niesamowity zastrzyk energii :) Na Twojego bloga rzecz jasna zajrzę, choć nie ukrywam, że za tą parą nie bardzo przepadam... Ale liczy się treść :) Podłoże sobie pod bohaterów kogoś innego :D
      Jeszcze raz dzięki!

      Usuń
  4. O mój Boże, uwielbiam Ayae i jej ojca! Nie wiem jak inni, ale ja, czytając Twoje opowiadanie, wyraźnie widzę i słyszę wszystko to, o czym piszesz. A poza tym ta historia jest taka... inna. Chyba pierwszy raz spotykam się z kimś, kto opisuje dzieciństwo Itachi'ego i do tego jego młodociany romans :D Całuję gorąco i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy nowy rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod koniec tego tygodnia, najpóźniej na początku przyszłego :)

      Usuń