Miałam takiego kogoś. Nazywał się Uchiha Shisui. Przebywaliśmy razem niecałe dwadzieścia minut, a ja miałam ochotę rzucić w niego Itachi'm.
- Wiesz, wiesz?
- Po raz ostatni ci mówię, że nie!
Chłopiec zaśmiał się i uderzył ręką w kolano.
- Nie wiesz, że człowiek ma 361 punktów chakry na ciele? A znasz ich rozmieszczenie?
Byłam zła. Shisui zasypywał mnie pytaniami i pękał ze śmiechu słysząc moje odpowiedzi. A jeszcze bardziej wkurzało mnie to, że nawet nie wiedziałam, co go tak śmieszy.
- Shisui, daj spokój - powiedział Itachi.
- Dobra, dobra. Już przestaje. Zadowolona, karzełku? Ale serio, kto by przypuszczał, że na świecie istnieje jeszcze jakiś Uchiha, który nie jest przemądrzałym, zadzierającym nosa dupkiem. Już cię lubię, mała - poklepał mnie po plecach.
Nie wiedziałam, czy mam się gniewać, więc prychnełam pod nosem i przyspieszyłam. Miałam zamiar udusić Shisui'ego gdyby jeszcze raz nazwał mnie 'karzełkiem' albo 'małą'. Miałam normalny wzrost jak na mój wiek.
- Ej, mała! - usłyszałam.
- CO?! - wrzasnęłam odwracając się i zobaczyłam, że chłopcy skręcili w inną drogą.
- Piękny budynek oświaty zwany szkołą jest na końcu TEJ drogi!
Jęknełam i pobiegłam w ich stronę.
- Ah, no to jesteśmy. Ileż wspaniałych wspomnień wiąże się z tym miejscem! No to jak, karzełku? Poradzisz sobie? Czy potrzebujesz przewodnika?
- Poradzę sobie! - warknęłam i tupnęłam nogą.
- Świetnie! Panno Uchiha Ayae, czas opuścić ekspres Shisui-Itachi! Odbierzemy cię wieczorem. Albo i nie. Jeśli nie będzie nas do siódmej to znaczy, że po prostu zapomnieliśmy.
Zamarłam. Jeśli nie przyjdą, to jak wrócę do domu?
Łokieć Itachi'ego wylądował pod żebrami jego kuzyna.
- Będziemy o czwartej. Nie każ nam czekać - powiedział młodszy z chłopców. Ulżyło mi i przez chwilę poczułam się bardzo głupio wiedząc, że przeze mnie Itachi miał wczoraj kłopoty.
- Hm! Powiedziałam, że sobie poradzę! Narazie! - odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam w stronę szkoły. Przyrzekłam sobie, że się nie odwrócę.
- Powodzenia! I nie zapomnij, ile to jest dwa razy osiem! - krzyknął za mną Shisui, po czym dodał do Itachi'ego. - Chodź. Mistrzyni będzie zła, jeśli znowu się spóźnimy.
- To TY się wiecznie spóźniasz, nie ja...
Głosy ucichły.
Dotarłam do drzwi szkoły.
Wczoraj tata wrócił do domu ze świetnymi wieściami - dostał pracę! Podziękował cioci, a potem rozmawiali bardzo, bardzo długo. Tak długo, że kiedy wracaliśmy do domu, było już całkowicie ciemno. Nie spałam dużo tej nocy. Wciąż myślałam o tym, jaki będzie mój pierwszy dzień w szkole. Tego ranka, kiedy mój tata przyrządzał nam jajecznicę, do drzwi ktoś zapukał. Okazało się, że to 'ekspres Shisui-Itachi' przysłany przez moją ciotkę. Tata nie mógł iść z nami, więc uścisnął mnie na pożegnanie i ruszyłam do szkoły.
Odwróciłam się, ale już ich nie było. Poczułam się strasznie samotna i pożałowałam, że nie poprosiłam ich, żeby weszli ze mną do środka. Pokręciłam głową. Nie czas na nieśmiałość.
Pchnęłam drzwi i weszłam do holu. Był jasny, pełen światła wpadającego do środka przez duże okna. Było tu sporo ludzi, większość dużo wyższa ode mnie. Byli ubrani normalnie i nie mieli ze sobą tego wszystkiego, co mają ninja. Poczułam się trochę lepiej i przedzierając się przez tłum szukałam odpowiedniej klasy.
Nagle zadzwonił dzwonek. W ciągu minuty wszyscy rozeszli się do swoich klas i korytarz całkowicie opustoszał. Spanikowałam.
"16" - sprawdziłam na kartce numer klasy. Drzwi po prawej miały numer 43. Następne 42. 41. 40.
Zaczęłam się pocić. W tym tempie, zanim znajdę odpowiednią salę, zajęcia zdążą się skończyć. W pobliżu stał jakiś chłopiec. Pochylał się nad znajdującym się na korytarzu zlewem i najwyraźniej pił wodę. Z jakiegoś powodu w ogóle nie spieszyło mu się na zajęcia. Podeszłam i pociagnęłam go za koszulkę.
- Cześć, możesz mi powiedzieć, gdzie znajdę salę numer 16? - spytałam.
- Tędy - wskazał kciukiem za siebie. Zmarszczył brwi i przyjrzał mi się z rozbawieniem.
- Oh... Ok... - odparłam i ruszyłam przed siebie, jednak zatrzymał mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Czekaj. Jak się nazywasz?
- Ayae.
- A nazwisko?
- Uchiha.
Skrzywił się.
- Tak myślałem. Pokaż mi to - wziął ode mnie karteczkę i przyjrzał się jej dokładnie.
Zmarszczył brwi, odwrócił kartkę i oddał mi.
- To 91, a nie 16 - stwierdził. - Parter i niższe piętra są dla nas. Takie maluchy jak ty uczą się na trzecim.
Spojrzałam na kartkę. Miał rację. Teraz była na niej liczba '91', a nie '16'. Zrobiłam się czerwona. Ale ze mnie matoł.
- Dzięki - mruknęłam.
Zachichotał.
- Nie ma problemu. A teraz leć, bo się spóźnisz. Powiesz mi później, jak było. Dobra, mała? - poklepał mnie po głowie i odszedł.
Ludzie tutaj byli naprawdę mili.
Pobiegłam w dół korytarza. Zdawało mi się, że przy wejściu były schody. Wbiegłam po nich, nieźle się przy tym męcząc. Cieszyłam się, że nie wzięłam ze sobą nic prócz śniadania, bo inaczej musiałabym targać ze sobą całkiem cięzką torbę.
W końcu dotarłam na trzecie piętro. Byłam zdyszana i spóźniona. Na szczęście, zaraz przy schodach była klasa numer '90'. To oznaczało, że '91' musi być gdzieś w pobliżu.
Ale nie było. Tylko '88' i '89'. Zmieszana, zajrzałam przez oszklone drzwi do sali numer '90'. Zobaczyłam nauczyciela i weszłam do klasy z nadzieją, że ten pomoże mi znaleśc odpowienie pomieszczenie.
W klasie zapadła cisza i wszyscy się na mnie gapili. Ku mojemu zdziwieniu, wszysyc uczniowie wyglądali na dużo starszych ode mnie. Biurka, krzesła i plakaty były ogromne.
- Um... Zgubiłam się - zaczęłam. - Może mi pan powiedzieć, gdzie znajdę swoją klasę?
Mężczyzna podszedł do mnie i wziął do ręki moją notatkę.
- Ile masz lat? - spytał.
- Siedem.
I pół, dodałam w myślach.
Zmarszczył brwi.
- Tu jest '16'. Chodzisz do drugiej klasy, tak? Pierwsza, druga i trzecia mają klasy na pierwszym piętrze. Trzecie jest zarezerwowane dla starszych.
Zamrugałam zaskoczona. Przecież tamten chłopak powiedział coś zupełnie innego.
- Oh. Nie wiedziałam. To mój pierwszy dzień.
Nauczyciel uśmiechnął się i stwierdził, że pójdzie ze mną, żeby upewnić się, że już więcej nie zabłądzę. Kiedy dotarliśmy do schodów, spojrzałam na nią z nadzieją.
- Jest tu winda?
Oczywiście nie było.
Całe szczęście schodzenie nie było tak męczące jak wchodzenie. W końcu dotarliśmy w odpowiednie miejsce.
Klasa numer '16' wyglądała na miłą. Drzwi były czerwone, ściany zielone i niebieskie. Przy okrągłych stolikach siedziały dzieci mniej więcej w moim wieku, bazgrzące coś na kartkach.
- Przepraszam - zaczął mężczyzna, który mnie przyprowadził. - Ta dziewczynka pomyliła kierunki. Pozostawiam ją teraz pod twoją opieką - dodał i zamknął drzwi.
Moim nauczycycielem był starszy, czytający gazetę pan.
- Eh? - sapnął i spojrzał na mnie zza okularów. - Pewnie jesteś Uchiha Ayae, co?
Gdy tylko wypowiedział moje nazwisko, klasa zamarła. Uczniowie spiorunowali mnie tak nienawistnymi spojrzeniami, że aż zrobiłam krok w tył.
- Tak - pisnęłam.
- Podejdź - przywołał mnie ruchem ręki. - Spóźniłaś się. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy. Jutro masz tu być na czas. Zrozumiano?
Skinęłam głową.
- Klaso, to jest Uchiha Ayae. Przeprowadziła się tu ze stolicy i od dzisiaj będzie uczyła się razem z wami. Proszę, okażcie jej swój szacunek i przywitajcie - rozkazał nauczyciel.
- Witamy cię, Ayae - powiedziała klasa jednym, sztucznym głosem. Coś mi mówiło, że nie bardzo mnie tu lubiano.
Nauczyciel podał mi kartkę papieru i kazał usiąść. Nie powiedział gdzie, więc uznałam, że sama mogę sobie wybrać miejsce. Podeszłam do pierwszego lepszego stolika, jednak siedzące przy nim dzieci spojrzały na mnie niechętnie. Przy następnym dzieci rozsiadły się tak, żeby nie było miejsca. Szeptały coś między sobą.
- Jeszcze jeden?
- Po co oni ich w ogóle posyłają do szkoły? Przecież są tacy super mądrzy...
- Myślisz, że jesteś lepsza?
- Nie możesz tak po prostu odebrać świadectwa?
- Wracaj tam, skąd żeś przylazła - syknął ktoś i rzucił we mnie papierową kulką. Dostałam w głowę.
Kulka wylądowała obok mojej stopy. Podniosłam ją. Najpierw poczułam się zmieszana. Później zmartwiona. A na końcu zła. Odwróciłam się w stronę chłopca, który rzucił we mnie piłką.
- Jesteś niemiły! - warknęłam i nie chcąc wdawać się w dalszą dyskusję, kontynowałam poszukiwania.
Przy stoiku pod oknem siedziała dziewczynka z brązowymi włosami. Obok siedziały jeszcze trzy, które mówiły coś do siebie, wlepiając we mnie wzrok. Brązowowłosa posłała mi nieśmiały uśmiech i pomachała. Podeszłam.
- Mogę tu usiąść?
Dziewczynki wymieniły spojrzenia, po czym wszystkie spojrzały na tą siedząca najbliżej okna. Miała dwa cienkie warkocze i przyglądała mi się badawczo. Skinęła głową, a wtedy pozostałe dziewczynki zaczęły zsuwać się, robiąc mi miejsce.
- Cześć, Ayae. Jestem Tamaki - powiedziała ta z warkoczami. - A to jest Dai, Setsu i Ayame.
- Hej.
- Cześć.
- Cześc, Ayae.
- Cześć - odparłam.
Po kilku sekundach niezręcznej ciszy, dziewczynki zaczęły rozmawiać między sobą o rzeczach, o których nie miałam zielonego pojęcia. Klasa też już nie zwracała na mnie uwagi, a nauczyciel pogrążył się w lekturze.
Spojrzałam na kartkę wręczoną mi przez nauczyciela. Matematyka. Odetchnęłam. Nie tak źle. Akurat na tym się znam.
Szturchnęłam brązowowłosą.
- Ej, Ayame. Mogę pożyczyć ołówek? - spytałam, mając nadzieję, że nie przekręciłam imienia.
Ayame spojrzała na mnie zmieszana, jakby nie rozumiała, o co pytam. Wtedy Dai, siedząca obok niej, odepchnęła ją i wyciągnęła w moją stronę rękę z piórnikiem.
- Proszę - uśmiechnęła się.
Wybrałam sobie zielony ołówek z dużą, różową gumką na czubku i zaczęłam rozwiązywać zadania.
2+2=
Cztery.
6+3=
Jedena... Nie, dziewięć.
1+9=
Dziesięć. To nie było trudne.
4x3=
Dwanaście?
7x7=
Zmarszczyłam brwi. Kurczę, tego nie wiedziałam. Siedem razy siedem oznaczało, że muszę dodać do siebie siedem siódemek. W rogu kartki rozpisałam to sobie ołówkiem i zaczęłam dodawać. Pomyliłam się kilka razy, aż w końcu wyszło mi 49. Zapisałam wynik.
12x11=
O jejku. Znów zaczęłam rozpisywać sobie zadanie.
- Co robisz? - spytała Setsu, zaglądając mi przez ramię.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek. Dziewczynka z warkoczykami chwyciła mnie za rękę pociągnęła.
- Chodź, Ayae! Jest przerwa!
Wszyscy wybiegliśmy na dwór. Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem. Na razie nie było tak źle w tej szkole. Zaczęłam ją nawet lubić, kiedy wraz z innymi dziewczynkami bawiłyśmy się w berka.
Śmiałam się jak głupia i zdyszana biegałam po szkolnym boisku, próbując nie dać się złapać.
- Ayae! - usłyszałam Dai. - Chcesz zagrać z nami w klasy?
- Mhm! - odparłam i podbiegłam do nich. Ayame miała przy sobie kawałek kredy i rysowała teraz na ziemi kwadratowe pola. Już miałyśmy zaczynać, kiedy dostałam w głowę kamieniem. Odwróciłam się. To był ten sam chłopak, który rzucał we mnie papierem w klasie.
Sięgnął po kolejnego kamyka, jednak tym razem zdążyłam odskoczyć.
- Ej! Przestań! - Tamaki stanęła przede mną ze skrzyżowanymi ramionami. - Idź sobie! Zostaw Ayae w spokoju!
Inne dziewczynki też do nas podeszły. Miałyśmy przewagę liczebną. Chłopak skrzywił się i odszedł.
- Chodźmy. Czas na śniadanie - oznajmiła Tamaki.
- Chodź z nami, Ayae! Moja mama dała mi dzisiaj kulki ryżowe, to się z wami podzielę!
Podążyłam za moimi nowymi przyjaciółkami do drewnianego stołu stojącego na trawniku. Rozmawiały o programach telewizyjnych, których nigdy nie widziałam i o jakichś spinkach do włosów.
- Są takie ładne! Chciałam sobie kupić, ale mama mi nie pozwoliła. Poproszę tatę. On mi zawsze kupuję to, co chcę - powiedziała Dai.
- Chodzi ci o te? - Tamaki schyliła głowę i pokazała nam czerwone spinki z wielkim, niebieskim kwiatem. - Wczoraj sobie kupiłam.
Inne dziewczynki przypatrywały się jej z podziwem. Dai i Setsu zaczęły kłócić się o to, która pierwsza ma dotknąć spinek.
Kiedy zadzwonił dzwonek, wróciłyśmy do klasy. Musiałam skończyć tą przeklęta matematykę. Kiedy zrobiłam ostatnie zadanie, dostaliśmy kolejny arkusz do zrobienia. Tym razem ze słownictwa. Mieliśmy kilkanaście razy przepisywać jedno słówko. Niezbyt skomplikowane.
W tym samym czasie dołączyłam do rozmowy z dziewczynami. Były zafascynowane, kiedy opowiadałam im o stolicy. Żadna z nich nigdy tam nie była.
Zdążyłam się już zorientować, jak wyglądają nasze zajęcia. Tak naprawdę, uczniowie mogą nic nie robić. Nauczyciel cały czas czyta gazetę, tylko od czasu do czasu powtarzając, że mamy być cicho. Po krótkiej chwili ciszy, ktoś kaszlnie czy kichnie i znów zaczynają się szepty.
Pod koniec dnia miałam już niezły tłumek słuchaczy. Lubiłam, gdy ludzie poświęcali mi tyle uwagi. I gdy powtarzali co chwilę 'oh' i 'ah'.
W końcu zadzwonił dzwonek i nauczyciel oznajmił, że niedokończone zadania mamy zrobić w domu. Nie przejęłam się tym zbytnio, ponieważ na ostatnim z arkuszy, który mi został, miałam połączyć liczby z kolorami.
- Opowiesz jutro, co się stało potem?
- Właśnie?
Skinęłam głową. Dzieciaki chwyciły swoje rzeczy i zaczęły wychodzić z klasy, rzucając w moją stronę 'Pa, Ayae!', 'Do zobaczenia jutro!'.
Już miałam wychodzić, ale zatrzymała mnie Tamaki.
- Ej, Ayae... Mam dzisiaj lekcje gry na flecie...
- Grasz na flecie?
- Tak. I nie będzie mnie cały dzień. I tak się zastanawiam, czy zrobiłabyś coś dla mnie...
- Jasne!
Wyciągnęła w moją stronę rękę z kartkami.
- Zrobisz za mnie zadania?
Zamarłam.
- No weź! Jesteśmy koleżankami! Dla ciebie to będzie prościzna. Po prostu przepiszesz od siebie.
Westchnęłam, wzruszyłam ramionami i wzięłam kartki.
- Oh, są tu też zadania Dai i Setsu. Są zajęte i powiedziałam, że na pewno zrobisz to dla nich. Przecież dla ciebie to nic trudnego. Jesteś taka mądra!
- Myślisz? - spytałam i aż poczerwieniałam z dumy i radości.
- Oczywiście! A ty tak nie myślisz? A poza tym to ci wyjdzie na dobre. Opuściłaś tyle dni w szkole, że dodatkowe ćwiczenia dobrze ci zrobią.
- No dobra - odparłam i wsadziłam kartki dziewczyn do mojej torby.
Tamaki uśmiechnęła się.
- Dzięki, Ayae! Wiedziałam, że będzie z ciebie świetna przyjaciółka! - pomachała mi, odwróciła się i odeszła.
Odmachałam jej i wyszłam z klasy, nucąc pod nosem. Szkoła nie była zła. No i miałam fajne koleżanki.
Na zewnątrz czekał już na mnie ekspres Shisui-Itachi.
- Jak tam pierwszy dzień w szkole, mała? - spytał Shisui mierzwiąc moja włosy.
- Świetnie! Poznałam tylu nowych ludzi! A na przerwie graliśmy w klasy. No i był taki jeden chłopak, co rzucał we mnie różnymi rzeczami, ale przestał, jak zaczęłyśmy w niego też rzucać. Nauczyciel też jest w porządku. Chociaż za dużo to nas nie uczy. Dawał nam po prostu kartki z zadaniami. Ale i tak go lubię. No i jeszcze...
- Ej, ej! Zwolnij, karzełku! Możesz nam opowiadać, kiedy będziemy szli. A chcesz wiedzieć, jak minął mój dzień?
- Nie.
- Ale NA PEWNO?
- Tak.
- Eh... I tak ci powiem. Więc dzisiaj nasza mistrzyni zażyczyła sobie, żeby nasza drużyna biegała bezsensownie w kółko...
- No i najpierw się zgubiłam, ale...
- ... później pomagaliśmy jakiemuś staremu farmerowi orać pole...
- ... okazało się, że klasa nie miała numeru '91' tylko '16'...
- ... chyba mi od tego ucho spuchło. Czy ta baba naprawdę nie wie, że ciągnięcie kogoś za ucho nie jest przyjemne?...
- ... I Tamaki powiedziała 'no nie wierzę', a ja na to 'serio!'. I inne dzieci też mówiły, że nie wierzą, a ja musiałam im wszystko tłumaczyć...
- ... Później mieliśmy sparować jeden na jednego. Pokonałbym ich wszystkich z palcem w nosie...
- ... Zmartwiłam się, że zgubiłam ołówek Tamaki, ale okazało się, że jest pod stołem. Chyba nie była zła...
- ... Utknął na drzewie. Utknął na tym cholernym drzewie, rozumiesz? Chyba już z dwadzieścia razy go ściągaliśmy...
- ... Jej mama robi najlepsze kulki ryżowe jakie KIEDYKOLWIEK jadłam. No, może nie tak dobre, jak moja mama, ale prawie...
I tak minęła nam cała droga. Mówiliśmy jeden przed drugiego, w ogóle nie słuchając siebie nawzajem. Dalej miałam ochotę walnąć Shisui'ego, ale wyręczył mnie Itachi, kiedy jego kuzyn wspomniał o tym, że jeden z jego klientów wziął Itachi'ego za dziewczynkę.
~*~*~*~*~*~
Rozdział długi (tak mi się wydaje) i nawet mi się podoba. W końcu! Jak już się pewnie domyślacie, Shisui będzie w tym opowiadaniu bardzo często występującą postacią - niekoniecznie ważną, ale ja go po prostu lubię :) I własnie jako takiego roztrzepańca go sobie wyobrażam! Chyba przez Obito, no ale trudno... Następny rozdział postaram dodać się nieco szybciej, to jest za jakieś dwa tygodnie. A ten z wieeeelkim opóźnieniem, bo na uczelni mi robią wodę z mózgu :)
Dzięki Wam wszystkim, którzy to czytacie!
Buźka!
Dzięki Wam wszystkim, którzy to czytacie!
Buźka!
Hmmm... I teraz moje rozkminy czy ja tego wczesniej nie czytałam hmmm....
OdpowiedzUsuńNie ważne rozdział bardzo fajny :D
Jak jej tam było, chyba Tamaki, nie wolno pasorzytować na innych to moja fucha, a poza tym jak chcesz mieć zadanie to sobie sama odpisz to jest na pewno łatwiejsze od jego robienia a rączka cie nie rozbili ;P
Shisui ekspert wszystko siedzący :D dawaj chłopie wnerwiaj ją dalej ;P
Biedna Ayae jak kogos tak można oceniać po rodzinie, przecież jej się nie wybiera a to że jest ona pełna zarozumiałych bufonów to już inna sprawa ;P
Dobra to chyba tyle od mojej zrytej bani więc pozdrawiam, czekam na next'a, dziękuje za komentarz u mnie i życzę duuuuuużo weny (no i czasu ) ;D
Hej! Jane, że to czytałaś! Taki ze mnie baran, że ustawiłam automatyczne opublikowanie rozdziału i całkiem o tym zapomniałam ;D Dopiero po Twoim komentarzu sprawdziłam i faktycznie - są opublikowane dwa :P ale już zrobiłam z tym porządek :) A o Shisui'ego się nie martw - on dopiero zaczyna kadencję tego 'gorszego' kuzyna :D
UsuńDzięki za komentarz!
kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńW przeciągu tygodnia, może dwóch.
UsuńOjojoj, już uwielbiam Shisui'ego <3 Jednak w tych Uchihach to zawsze się znajdzie jakiś łobuz :D Chyba wolałabym widzieć jego w parze z Ayae... W końcu kto się czubi, ten się lubi :p No ale nie ja jestem autorką, to Twoja wizja! A Itaś jednak nie jest z kamienia, co udowodnił pod sam koniec :P Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń