niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział II

~ z dedykacją dla Jagody Lee, Halszki H. i Azuki Nakano - w podziękowaniu za przeczytanie i skomentowanie moich wypocin. Nawet nie wyobrażacie sobie, ile Wasze opinie dla mnie znaczą!

Kilka dni później znaleźliśmy przed drzwiami naszego domu zagubione pudło. Przyczepiona była do niego karteczka z napisem 'Te śmieci chyba należą do Was'. Nie wiedzieliśmy, czy mamy być źli, czy wdzięczni.
Od razu zabraliśmy się za rozpakowywanie pudła. Niczego w nim nie brakowało. Pomarszczone dokumenty, wypisane długopisy, taśmy klejące... Na dnie były rzeczy, z których już wyrosłam. Postanowiliśmy oddać ubrania do sierocińca - ojciec słyszał, że jest gdzieś w okolicy.
W tym samym czasie pokochałam moją nową lalkę tak bardzo, że nigdy się z nią nie rozstawałam. Nie zapomniałam też wziąć jej ze sobą, gdy udaliśmy się z naszymi darami do tych biednych maluchów.
Mój tata niósł pudło wypełnione ubraniami, więc gdy coś do mnie mówił, to zamiast jego twarzy widziałam kawałek kartonu.
- Dałaś jej już imię? - spytał.
Pokręciłam głową.
- Jeszcze nie.
Szliśmy spokojnym krokiem wzdłuż ulicy. Rozglądałam się wokół i nie mogłam uwierzyć, że to miejsce znajduje się na tej samej planecie co moje stare miasto. Nie było tu chodników ani bruków, tylko piaszczysta ulica. Na domach wisiało mnóstwo latarni. Było czysto i spokojnie. W stolicy panował wieczny hałas, chodniki były brudne, a domy na obrzeżach miasta zaniedbane.
Wszystkie budynki wyglądały tak samo, więc szybko straciłam zainteresowanie i wróciłam do swojej lalki. Zgubiła gdzieś guzik od swojego kimona i zastanawiałam się, co zrobić, żeby zasłonić jej blade ciałko.
Przed bramą prowadzącą z naszej dzielnicy do reszty wioski zatrzymał nas strażnik.
- Co jest w pudle? - spytał.
- Um... Niedawno się tu przeprowadziliśmy i mamy sporo rzeczy, których już nie potrzebujemy... Postanowiliśmy podarować je więc sierocińcowi. Bo jest tu sierociniec, prawda? - spytał tata, wystawiając głowę zza pudła, żeby móc spojrzeć na strażnika.
- Przekażę - odparł strażnik, sięgając po pudełko.
Tata zabrał mu je sprzed nosa, uderzając nim w drugiego, niewidocznego do tej pory strażnika. Mężczyzna skrzywił się z bólu. Najwyraźniej oberwał w żołądek.
- Oh, nie, nie, nie! Dziękujemy, poradzimy sobie - mruknął mój ojciec.
- To nie będzie problem, zrobimy to z czystą przyjemnością - stwierdził strażnik, chociaż z jego tonu nie wynikało, żeby miał na to najmniejszą ochotę.
- Zrobimy to. Naprawdę - uparł się ojciec.
- Zapewniam, że paczka trafi z odpowiednie ręce. Nienaruszona - warknął mężczyzna i chwycił karton. Mój ojciec zmarszczył brwi i pociągnął pudło w swoją stronę. Parsknęłam widząc dwóch dorosłych mężczyzn szarpiących się na ulicy jak dzieciaki.
- Posłuchaj pan... Jakkolwiek masz na imię. Moja córka i ja chcemy trochę zapoznać się z Konohą. Pokażę jej tutejszą szkołę, a że sierociniec jest zaraz obok, to nie zaszkodzi nam wpaść tam i wręczyć ubrania. Dziękujemy!
Mój tata spojrzał na niego triumfalnie, a strażnik aż się zaczerwienił ze zdenerwowania.
- Słuchaj no - warknął strażnik, zgrzytając zębami. - Dostałem rozkaz, żeby sprawdzić każdą paczkę, która przejdzie przez tą bramę. Więc daj mi pan te cholerne pudło!
Wskazałam palcem strażnika.
- Przeklął pan - zauważyłam.
- Dobra robota, skarbie - uśmiechnął się tata.
To było dla strażnika już za wiele. Wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować.
- DLACZEGO WY...
- Jakiś problem? - usłyszeliśmy nagle obcy głos. Wszyscy obrócili się w tamtą stronę i zobaczyliśmy ciemnowłosego chłopca, który przyniósł nam kulki ryżowe i lalkę. Niósł jakąś paczkę i wyglądało na to, że też zamierza przejść przez bramę. Pojawił się tak nagle i znikąd, że musiałam przetrzeć oczy, żeby upewnić się, że na pewno przed nami stoi.
Strażnicy zakrztusili się powietrzem, a ten który spierał się z tatą wyglądał jak dziecko przyłapane na gorący uczynku.
- Ah, Itachi. Dobry wieczór. Wszystko w porządku. Jak się czuje tata? - spytał mężczyzna. Nagle stał się bardzo milutki i uprzejmy.
- Dobrze - odparł chłopiec bez choćby jednego mrugnięcia. - Wydaje mi się jednak, że ci państwo tutaj są z czegoś niezadowoleni.
Strażnik wyglądał na zagubionego.
- Ah... Nie, nie! Ja im tylko wyjaśniałem nowe zasady działania naszej policji.
Mój tata westchnął.
- Daj pan spokój, przecież nie wynosimy tego poza wioskę. No i nie powinniśmy sprzeczać się o coś tak niedorzecznego przy dzieciach. Myślę...
- Nowe zasady? Nie słyszałem o nich.
Mężczyzna skrzywił się.
- Mamy rozkaz...
- Czy to oznacza, że moje rzeczy też skonfiskujecie? Mój ojciec byłby niezadowolony, gdybym wrócił do domu bez broni - chłopiec uniósł brwi i spojrzał na mężczyznę, który zrobił krok w tył.
- Oczywiście, że nie! - krzyknął strażnik, a strużka potu spłynęła mu po czole.
- Nie rozumiem, dlaczego nowe 'zasady' pozwalają mi przejść przez bramę obładowanemu bronią, jednocześnie zabraniając przenosić przez nią pudła wypełnionymi zabawkami i ubraniami.
Strażnik próbował coś jeszcze wyjąkać, ale w końcu poddał się i pozwolił nam przejść. Odwróciłam się i spojrzałam na zostających za nami strażników. Rozmawiali o czymś i jeden mruknął do drugiego coś w stylu 'oberwie ci się za to'.
Chłopiec szedł z nami, najwyraźniej podążając w tym samym kierunku. Byliśmy już blisko centrum. Uśmiechnęłam się. Tu już nie było tak dziwacznie.
- Ej, Itachi... tak? - zaczął mój tata. - Dzięki za pomoc. Jesteśmy tu nowi i, jak już pewnie zauważyłeś, nie bardzo orientujemy się w panujących tu zasadach...
- Trzeba było dać mu to pudło - zauważył Itachi.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co masz na myśli? - spytał ojciec.
Itachi spojrzał na trzymane przez mojego ojca pudło.
- Mogłeś się pozbyć problemu, ale zdecydowałeś się zanieść to pudło do sierocińca osobiście. Będziesz je musiał dźwigać całą tą drogę. Dlaczego?
- Oh, to nie problem dla dorosłego faceta. To tylko zabawki, nie są wcale takie ciężkie. Nawet się nie zmęczę...
- Dlaczego? - powtórzył Itachi.
Mój tata stanął i spojrzał na chłopca zza okularów. Też stanęłam i obrzucałam spojrzeniem to jednego, to drugiego.
- Mam swoje powody. Nie zrozu...
- Spróbuj.
Ojciec uśmiechnął się.
- Powiedzmy, że prezenty są dużo więcej warte, kiedy wręcza się je osobiście. Zabawki nie są najważniejsze. Najważniejsze jest to, żeby spotkać się z tymi dziećmi. Porozmawiać z nimi. Zobaczyć ich uśmiechy. Potrzebują trochę ciepła i miłości, nawet od obcej osoby. Właśnie dlatego tam idziemy. Prawda, Ayae?
Skinęłam głową. Mój tata miał zawsze rację.
Po krótkiej pauzie chłopiec mruknął:
- Rozumiem.
Później, kiedy myślałam, że zapyta o coś więcej, odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Idźcie prosto, za księgarnią w lewo i na drugim skrzyżowaniu znowu w lewo. Sierociniec będzie w dole ulicy. Muszę już iść - rzucił jeszcze.
- Oh... Rozumiem. Dzięki! - odparł tata i szturchnął mnie.
- Dziękuję - dodałam.
Chłopiec zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie.
- Ma na imię Utako.
Zamrugałam zaskoczona.
- Co?
- Lalka.
I zniknął.
Stałam tam przez chwilę, z otwartymi ustami. Spojrzałam na ojca. Pokręcił głową.
- Fajna technika - stwierdził.
Przytaknęłam.
- Nie pierwszy raz to zrobił.
Znów przytaknęłam.
- Myślisz, że mógłbym się tego nauczyć?
Pokręciłam głową.
- Ah, daj spokój! Byłbym tatą ninja!
Pokręciłam głową jeszcze energiczniej. Zaśmiał się.
- Ta, masz rację. Chyba padłbym na zawał.
Szliśmy według wskazówek chłopca i w końcu trafiliśmy przed sierociniec. Zanim jednak to się stało, minęliśmy z dwadzieścia ulic, setki skrzyżowań, dwa bary z dango, zaliczyliśmy jeden przystanek w ubikacji i gonił nas jakiś dziwny dziadek z kijem. Więc nie było tak źle. Zgubiliśmy się po drodze, ale tylko trochę. Podejrzewam, że to dlatego, że skręciliśmy dopiero na trzecim skrzyżowaniu, a nie na drugim.
W każdym razie, w końcu trafiliśmy na miejsce.
W sierocińcu mój ojciec został otoczony przez co najmniej dziesiątkę dzieciaków. W tym czasie ja zwiedzałam budynek. Chodziłam od pokoju do pokoju, oglądając je dokładnie. Większość była pusta. Pobiegłam na górę, ale tam też nie było nic ciekawego. Stanęłam przed drzwiami na końcu korytarza i otworzyłam je.
W pustym pokoju stało białe łóżeczko, w którym siedział mały chłopiec. Podeszłam do niego i spojrzałam w tak błękitne oczy, jakich jeszcze w życiu nie widziałam. Byłam tak zafascynowana, że aż podskoczyłam, gdy maluch się odezwał.
- Nar'to.
Rozejrzałam się po pokoju i przytuliłam mocniej moją lalkę.
- Co?
- Nar'to - powiedział maluch i wskazał siebie.
- Naruto - powtórzyłam i też go wskazałam.
Pokiwał głową.
- Dobra. Ayae - wskazałam siebie.
Wyglądał tak, jakby nie wiedział, o co mi chodzi, więc powtórzyłam:
- Ayae.
Nic.
- Ayae. Ja. Ja jestem Ayae.
Dalej nic.
- Ty. Naruto - wskazałam na niego. - Ja. Ayae - pokazałam na siebie.
Maluch zamrugał, wskazał mnie palcem i zachichotał.
- Nar'to.
- Co? Nie! TY jesteś Naruto! Ja jestem Ayae.
- Nar'to!
Westchnęłam zrezygnowana.
Naruto, strasznie podekscytowany, skakał w łóżeczku i wskazując na mnie palcem krzyczał:
- Nar'to! Nar'to!
- Aya! Gdzie jesteś? Wychodzimy! - usłyszałam ojca.
Spojrzałam na chłopczyka.
- Papa, Naruto.
Odwróciłam się i chciałam odejść, ale poczułam, że coś trzyma moją lalkę. Odwróciłam się. Naruto kurczowo zaciskał rączkę na kimonie Utako.
- Ej, puść ją - powiedziałam i pociągnęłam lalkę, ale nic to nie dało. - Naruto! Musze już iść.
Naruto jęknął.
- Nie idź.
- Muszę iść! Przestań! Podrzesz jej ubranie! - próbowałam wyszarpnąć mu lalkę, ale bałam się, że porwę jej kimono. - Naruto! Znajdź sobie inną zabawkę! Ta jest moja!
- Ayae... Tyle razy ci powtarzałem, że nic nie jest twoje, tylko NASZE - zauważył mój ojciec wchodząc do pokoju.
- No tak - przewróciłam oczami. - Więc zrób coś, bo Naruto nie chce oddać naszej lalki.
- NARUTO! - krzyk zaskoczył nas tak bardzo, że aż podskoczyliśmy. Obok ojca pojawiła się starsza kobieta. - Oddaj jej lalkę, natychmiast!
Ta starucha mnie przerażała. Malucha najwyraźniej też, bo w końcu puścił Utako.
- Na rany boskie... Bardzo przepraszam, panie Uchiha... Mam nadzieję, że pańskiej córce nic nie jest? - spytała kobieta słodkim głosikiem, spoglądając na mnie. Nie polubiłam jej.
- Wszystko w porządku. Ten mały po prostu chciał się pobawić - oznajmił tata. Kucnął przy łóżeczku i zaczął robić śmieszne miny. Naruto zaśmiał się i wyciągnął do niego ręce.
- Powiedz tata, Naruto.
Chłopiec nie odzywał się, ale mój ojciec naciskał.
- No, Naruto! Powiedz. Tata. Ta. Ta.
- Panie Uchiha! - wykrzyknęła starsza pani, najwyraźniej przerażona.
- Dada - mruknął Naruto.
- Tak! Możesz mnie od teraz nazywać Dadą - oznajmił ojciec i połaskotał Naruto. Chłopiec upadł na tyłek i zaśmiał się głośno.
- Dada! Dada!
Ojciec wstał i zwrócił się do kobiety.
- Macie tu wspaniałe dzieci.
Kobieta nie odzywała się przez moment.
- Tak. Naruto jest... wyjątkowy.
- Dobra, Naruto. Dada musi teraz iść. Miło było cię poznać - pogłaskał chłopca po głowie i starsza pani wyprowadziła nas z pokoju.
Nim zamknęła za nami drzwi, obejrzałam się za siebie. Naruto wyciągał rączkę w naszą stronę, jakby chciał nas zatrzymać i wyglądał na bardzo smutnego.
***
Wracając, jedną ręką trzymała Utako, a drugą dłoń mojego taty. Szkoła była naprawdę niedaleko. Była biała, z czerwonymi drzwiami i pomarańczowymi dachówkami. Budynek był duży. Podniosłam głowę. Raz... Dwa... Trzy... Trzy piętra.
W środku było prawie pusto, większość uczniów i nauczycieli wróciła już do domów. Na ścianach wisiało mnóstwo plakatów, a na drzwiach każdej klasy regulamin.
Nie mówimy, kiedy mówi nauczyciel. Nie rysujemy po ławkach. Nie jemy i nie pijemy na lekcji. Lenistwo nie jest usprawiedliwiane. Szanujemy siebie nawzajem i swoje rzeczy.
Przełknęłam ślinę. Było tego dużo, dużo więcej. Nie wiedziałam nawet, że może istnieć tak długi regulamin.
- Tatusiu? - pociągnęłam rękę ojca. - Czy naprawdę będę musiała tu przychodzić? - poczułam niemiłe skurcze w żołądku.
- Spokojnie, kochanie - uspokajał ojciec. - Na początku szkoła każdego przeraża.
- Ale ja nie chcę iść. Nie znam nikogo. No i to miejsce jest... takie duże. A co jeśli się zgubię i nikt mnie nie znajdzie, i nie będę miała co jeść, i umrę, i...
- Łooo, nie daj się ponosić wyobraźni! Słuchaj - kucnął i spojrzał mi w oczy. - Jeśli przyjdziesz tu choć na jeden dzień i ci się nie spodoba, będziesz mogła dać sobie spokój. Ale musisz spróbować. Obiecaj mi, że spróbujesz.
Pokręciłam głową.
- Proszę. Ufasz mi?
Pokiwałam głową.
- Tak.
- No to zaufaj mi, że będzie fajnie. Jak byłem dzieckiem, to też chodziłem do szkoły. I mama. I nie było tak źle.
- Ale...
- No i jeśli to dla mnie zrobisz, to ktoś tu dostanie dzisiaj dużą porcję lodów.
- Ale... A...Ale... To nie fair! No dobra. Chcę czekoladowe.
- Moja dzielna dziewczynka - wstał i zmierzwił mi włosy. - No dobra, chodź stąd. To miejsce przyprawia mnie o dreszcze.
- TATO!
Weszliśmy jeszcze na szkolne podwórko. Spodobał mi się plac zabaw, pohuśtaliśmy się chwilę z tatą i ruszyliśmy do domu, kupując po drodze dwie porcje lodów czekoladowych.
Tym razem strażnicy nie zatrzymywali nas w bramie. Tata do nich pomachał, ale udawali, że nie widzą. Gdy w końcu znaleźliśmy się w domu, od razu pomaszerowałam do łóżka, mając przed oczami smutne, błękitne spojrzenie.


~*~*~*~*~*~

Wydaje mi się, że rozdział trochę przy długi, biorąc pod uwagę fakt, że nic się nie dzieje... No ale lubię stopniować napięcie (choć tutaj akurat żadnego nie ma...) i powoli rozwijać akcję. Nie mogę Wam przecież wszystkiego zdradzić od razu, prawda...? :) W każdym razie kolejny rozdział powinien pojawić się w połowie stycznia. Mam nadzieję, że święta minęły Wam spokojnie. I korzystając z okazji, życzę Szczęśliwego Nowego Roku! I jeszcze raz dzięki za wszystkie Wasze komentarze, dziewczyny! 
Buziaki!

4 komentarze:

  1. Ja gdyby ktoś odnalazł moje "śmieci" byłabym zawstydzona... Ile ja tam mam głupot...
    Rozdział, rzeczywiście, długi i rozkręca się powoli, ale to dobrze. Dzięki temu o wiele lepiej poznaje bohaterów i ich uczucia. :)
    Cieszy mnie tez, że wplotłaś do opowiadania Naruto. Aż zaszkliły mi się oczy, gdy przypomniałam sobie, co przeżywał.
    Akcja ze strażnikami tez była niezła. Wyobrażenie jak tata Ayae mówi do niego "Posłuchaj pan... Jakkolwiek masz na imię" było bezcenne! Uśmiałam się przy tym. Chyba mam dziwne poczucie humoru...
    Zastanawiam się, czy ta lalka jest jakimś szczególnym przedmiotem. Ma coś wspólnego z dalszymi wydarzeniami, czy tez była potrzebna tylko do tej sceny w sierocińcu?
    Święta się już skończyły, więc pozostaje mi życzyć Ci wspaniałego (pijanego) Sylwestra i podziękować za rozdział, powiadomienie i życzenia. :)
    Do napisanie, Halszka :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia i już biorę się za wyjaśnienia! Nie mam pojęcia, co będzie się dalej działo z lalką... Mam w głowie tylko mglisty obraz kolejnych rozdziałów, bo gdybym wszystko od razu zaplanowała, to odechciałoby mi się pisać :) Sama nie wiem, co się będzie działo dalej! A w pisaniu scen humorystycznych jestem raczej kiepska, więc cieszy mnie, że rozśmieszyło Cię coś, co rozśmieszyć nie miało! Po prostu wyszło jak wyszło ;) A Naruto musiałam wpleść. W końcu to główny bohater! Dzięki za komentarz!
      Buziaki!

      Usuń
  2. Hehe... uwierz mi dobrze wiem jak wiele znaczą komentarze dla autorów, wiem to i rozumiem bo sama jestem autorką jednego fanfick'a. A w ramach propagowania życia według przysłówn szerzę przysłowie : 'Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie'. Tak szeżymy chęć do walki z klawiatura jej... :D wody odwala mi, za dużo razy oglądnęłam podsumowanie roku 2013 na YouTube.
    Bardzo mi się podobało jak przedstawiłaś tych strażników. Muszę przyznać, że jeszcze z takim ich obrazem się nie spotkałam w opowiadaniach.
    Jaki cudny Naruciak :-) i jednocześnie biedak bo ja wiem, że tak stara kobieta jest zła, czuje to w stopie.
    Dobra w ramach szerzenia walki z klawiaturą udało mi się coś naskrobać, jednak przegrałam ze zmęczeniem.
    Pozdrawiam, czekam na next'a i życzę duuużo weny. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Nie mam pojęcia, czemu strażnicy wyszli jak wyszli, ale to chyba strach przed Fugaku ich tak zwrednił ;) A przeczucie co do starej Cię nie myli - dawno nie widziałam takiej wrednej, podlizującej się wszystkim babie! Naprawdę, momentami nie znoszę moich bohaterów... W każdym razie jeszcze raz dziękuję za komentarz i jeśli publikujesz gdzieś swojego FF, to uprzejmie proszę i adres :)
      Buziaki!

      Usuń